Marley ruszył zaraz za Rononem, chciał go powstrzymać, uspokoić, porozmawiać o tym, co było kiedyś. Byli braćmi, ale mieli zupełnie inne charaktery. Rudy basior potrafił bardzo szybko odsunąć od siebie czarne myśli, złe wspomnienia, a nie było ich mało. Starał się nie myśleć o przykrych i ciężkich chwilach życia, takie zawsze się pojawią, nie trzeba będzie ich szukać. Jego celem było skupienie się na tu i teraz. Przeszłości nie może zmienić, przyszłość nadejdzie w swoim czasie, tylko teraźniejszość należy do nas w danej sekundzie.
Ronon tak nie potrafił. Demony przeszłości nie potrafiły go opuścić. Czasem przywoływał je na własne życzenie. Wystarczyła jedna myśl, podobna sytuacja, a nie mógł się opędzić od natłoku wspomnień lub przemyśleń. Kiedyś taki nie był. Żył z dnia na dzień, wszelkie problemy rozwiązywał bez większego zaangażowania emocjonalnego. Nawet atak Dark Lightów na jego rodzinną watahę wywołał u niego bardziej gniew niż smutek, a wściekłość dodaje siłę, można ją wykorzystać. Później poznał Taht, założył z nią rodzinę, którą bardzo szybko stracił. Zrozumiał, że wcale nie jest taki silny, jak mu się zdawało, silny psychicznie. Śmierć dziecka, dzieci jest najgorszym, co może spotkać rodzica. Tamtej nocy najchętniej zginąłby za Siroko, ale nie ma takiej możliwości. Gdy Taht wybiegła z jaskini, przez jakiś czas musiał patrzeć, jak z każdą minutą szczeniak gaśnie w oczach, a on sam musi się uśmiechać i żartować. Chciał się do niego przysunąć, przytulić i powiedzieć, że go kocha, ale nie mógł. Mały nie był głupi, domyśliłby się. Co innego coś przeczuwać, a co innego widzieć płaczącego nad tobą ojca.
Później kolejne problemy, kolejne i kolejne, a on coraz bardziej wątpił, czy powinien pełnić rolę alfy, opiekuna stada, tego, który bierze odpowiedzialność za wszystko i wszystkich, skoro nie umie się uporać z własnymi myślami.
Marley dotarł do reszty grupy dużo później niż siwo-czarny samiec. Usłyszał, że chce on za wszelką cenę trzymać szczeniaki z dala od zdobyczy, nawet od cielaka. Brat chciał jakoś do niego dotrzeć, ale gdy tylko się odezwał, przywódca odwarknął mu i wrócił do kłótni z pozostałymi. Rudy wilk postanowił później porozmawiać z Rononem, może sam na sam.
Dopiero gdy zdenerwowany basior zaczął opowiadać o tym, co go dręczyło, uspokoił się. Wyglądało to tak, jakby z każdym słowem z jego serca przysypanego całą lawiną, spadał mały kamyk, ale na koniec dało to oczekiwany rezultat. Napięcie opadło ze wszystkich, zaczęli rozmawiać bez podniesionego głosu, mogli sobie nawzajem wyjaśnić kwestie, które do tej pory były przemilczane. Każdy przedstawiał swoje racje, szczególnie w sprawie polowania roczniaków. Nie podjęto żadnej decyzji, mimo że była oczywista, musiały polować, ale odłożyli to, na tę jedną chwilę. Każdy spoglądał ukradkiem na zdobycz, czekał, aż przywódcy rozpoczną posiłek. Taht pierwsza zauważyła to zachowanie i urwała rozmowę. Nikogo ona nie ominie, a z pełnym brzuchem lepiej się myśli i jest się mniej nerwowym.
Nagle Shadow obejrzał się za siebie. Usłyszał chrupanie kości. Myślał, że jakiś kojot skorzystał z okazji i próbował ukraść im trochę mięsa. Zamiast rabusia, nad cielakiem bizona zobaczył Meirę z pyskiem wymazanym krwią. Okazało się, że samiczka nie czekała na resztę ani tym bardziej na pozwolenie. Sama zabrała się do wyjadania najlepszych kąsków ze swojej zdobyczy. Czarny basior nie mógł pozwolić na takie zachowanie. Skoro Meira już teraz lekceważy ojca, alfę, to co będzie za jakiś czas? Co będzie, kiedy to Shadow zostanie przywódcą? Będzie miał duży problem z młodszą siostrą, dlatego musi ustawić ją do pionu już teraz, chociaż zaimponowała mu. On nigdy nie zdobył się na coś takiego.
Samiec stanął nad pożywiającą się siostrą. Zniżył głowę, żeby spojrzeć jej w oczy i odsłonił zęby. Samiczka zaczęła szybciej jeść, odpowiadając cichym warczeniem. Dwulatek kłapnął zębami i jeszcze bardziej zbliżył się do wadery. Przełożył łapę przez zdobycz i cały czas napierał na Meirę. Musiała się odsunąć, chociaż robiła to niechętnie, marszczyła wargi. Shadow w końcu zasłonił martwą ofiarę własnym ciałem, ale to mu nie wystarczyło, szedł dalej. Wilczyca przestała się cofać, bo zauważyła, że jej bratu nie chodzi o mięso, tylko o zasady. Przysiadła na tylnych łapach, podkuliła ogon, chciała pokazać uległość, ale nie mogła. Coś w niej się temu sprzeciwiało. Powinna oblizywać swoje wargi i pysk basiora, a cały czas warczała. Mimo że zdawała sobie sprawę z błędu, nie miała zamiaru się do niego przyznawać z własnej woli. Czarny wilk wiedział o tym, ale dawał szansę siostrze. W końcu jednak jej zachowanie go zirytowało. Jeśli odpuściłby w tym momencie, w oczach watahy wyszedłby na słabego i stronniczego, że niby jeśli chodzi o najbliższą rodzinę nie umie zrobić tego co konieczne, ukarać.
Ponownie zbliżył się do Meiry. Otworzył pysk, nie przestając warczeć. Młoda wilczyca wiedziała, co powinna zrobić - włożyć swój pysk w zęby basiora. Był to jeden z największych gestów uległości, a jednocześnie symboliczna kara. Cofnęła łeb i odwróciła się, chcąc uciec. Myślała, że może Shadowowi przejdzie za chwilę, zrezygnuje, przecież zawsze stawał po jej stronie. Niestety nie tym razem. Załapał Meirę za plecy, szarpnął i przewrócił. Przydusił do ziemi, po czym powtórzył poprzedni gest. Samica bardzo niechętnie, z ociąganiem wykonała swoisty rytuału. Czuła zęby wilka na wargach, ale w całym zachowaniu nie chodziło o to, żeby ją zranić. Miała po prostu poczuć, że o tym czy się ruszy, odezwie, czy nie połamią jej szczęk, co w praktyce było możliwe, decyduje kto inny. W tamtej chwili nie mogła zjeść nawet kawałka mięsa bez zgody i uwolnienia z uścisku.
- Dosyć! - krzyknął Ronon, kiedy zauważył, że Shadow celowo przedłuża karę.
Rodzeństwo rozdzieliło się. Spojrzeli jeszcze na siebie ukradkiem, a potem rozeszli w różne strony.
Para alfa rozpoczęła posiłek, a chwilę później dołączyła do nich reszta stada. Wszyscy rzucili się łapczywie na pożywienie. Nie obyło się bez kłótni i warknięć. Mimo dużych rozmiarów bizona, wilki nie mogły się pozbyć myśli, że dla kogoś zabraknie, że pozostanie głodny. Były to tylko ich obawy, bez możliwości spełnienia. Każdy zjadł tyle, ile chciał, a zostały jeszcze resztki dla padlinożerców. Kruki już zaczynały się zlatywać, kojoty pewnie także krążyły w okolicy, ale wolały poczekać, aż wilki odejdą. Drapieżniki nie zawsze chciały się dzielić upolowaną przez siebie zdobyczą. Wystarczyło trochę cierpliwości, ptaki wszystkiego nie zjedzą.
Karo, kiedy tylko zaspokoił głód, wycofał się w stronę rzeki. Odchodząc, usłyszał jeszcze fragment rozmowy:
- Solo, najadłeś się jak za czterech! O! Już wiem. Quatro - zaczął nie kto inny jak Marley.
- Ale, tato, przecież wiesz, że nikt tych przezwisk nie używa - westchnęła Misty, która jako pierwsza zrozumiała sens słów ojca.
- To co? Przynajmniej mnie nie uprzedzicie, jak to było z Meirą i Teylą.
Kara nie interesował dalszy przebieg tej dyskusji, więc nawet nie nadstawiał uszu. Szybkim truchtem znalazł się nad Silvą. Usiadł na brzegu i przyglądał się tafli. Nie było to miejsce, w którym wpadł do wody, dlatego powierzchnia była nieskazitelnie gładka. Widać było stare pęknięcia, ale zdążyły już one zamarznąć, tworząc na powierzchni lodu swoistą pajęczynę. Była tym gęstsza, im dalej od brzegów się znajdowała. Basior wpadł na pewien pomysł.
Wstał i postawił jedną łapę na śliskiej powierzchni. Poczuł ukłucia zimna na poduszkach i lekkie przymarzanie. Pokręcił głową z rezygnacją, bo powierzchnia rzeki nadal się rozpuszcza i mimo że zamarza, to nie robi tego wystarczająco szybko. Samiec zauważył to, gdy zrobił drugi krok i stanął w kałużę. Stawiał jednak kolejne łapy na tafli, a następnie zaczął iść ku środkowi Silvy. Liczył kroki. Po piątym usłyszał trzask, więc natychmiast się cofnął. Ruszył kilkanaście metrów z nurtem, po czym znowu skierował się w stronę przeciwległego brzegu. Po pięciu krokach lód zaczął pękać. Kolejny powrót do brzegu i marsz na wschód. Po jakichś stu metrach, dla pewności, że to nie było tylko miejscowe zjawisko, po raz trzeci skierował się do środka rzeki. Po pięciu krokach nie było żadnego ostrzegawczego dźwięku, więc postanowił iść dalej.
- Miałeś zamiar kiedykolwiek mi o tym powiedzieć?
Głos Moon tuż za nim, którego się w ogóle nie spodziewał, pozbawił go koncentracji. Postawił łapę na lodzie zbyt energicznie i lód się pod nią załamał. Wilk odskoczył w tył.
- Wygląda na to, że, idąc przy brzegu, nie ma żadnego niebezpieczeństwa... Będziemy szli gęsiego z kilkumetrowymi odstępami, dla pewności. Tak, wtedy będzie dobrze - mówił szeptem, sam do siebie.
- Karo! Nie ignoruje mnie!
Basior oderwał wzrok od rzeki. W sekundę zapomniał o obecności siostry.
- Co ty tu robisz?!
- Najpierw się mnie przestraszyłeś, a teraz zachowujesz się, jakbym wyrosła spod ziemi? Daruj sobie - prychnęła.
- Rozproszyłem się...
- Czym? Pękającym lodem? - Podeszła bliżej do samca, który stał już na brzegu. Spojrzała prosto w jego jasnobrązowe oczy. - A może wyprawą?
- Jaką wyprawą? Nie wiem o czym mówisz... - Serce zabiło mu szybciej, głośno przełknął ślinę. Zdradzał się, ale nie mógł zapanować nad reakcją własnego organizmu. Może jednak Moon nie jest taka spostrzegawcza? Może tylko się wszystkiego domyśla, a on ma to niechcący potwierdzić? Chociaż czy to ukrywanie planów jak czegoś złego już go nie męczy?
- Zdajesz sobie sprawę, że ta odpowiedź jest beznadziejna?
- Więc co chciałabyś usłyszeć?
- Pomyślałeś o prawdzie?
- A skąd wiesz, że nie założyłem się z Shadowem i teraz sprawdzam swoje szanse na wygraną? - powiedział pierwsze, co przyszło mu do głowy.
- Nigdy nie założyłbyś się z Shadowem. - Przewróciła oczami. - Słyszałam waszą rozmowę na półce skalnej, w noc po tym, jak wpadłeś do rzeki.
- Dlaczego zaczynasz tę rozmowę dopiero teraz? Miałaś wiele okazji.
- Chciałam dać ci szansę, żebyś sam nam powiedział, wszystkim, ale skoro się na to nie zanosi... Musiałam sama przejąć inicjatywę.
- Więc mów, skoro zaczęłaś. Jestem gotowy na wykład, zresztą nie pierwszy.
Wadera przekrzywiła głowę, dziwiąc się tak spokojnej reakcji brata, ale zaczęła swój monolog, który układała przez ostatnie dni za każdym razem, gdy zobaczyła Kara. Nie było to nic nowego. Tych samych argumentów początkowo używali Roy i Orion, a nawet on sam, jeśli miał gorszy dzień i w jego głowie mnożyły się wątpliwości.
- Masz na wszystko odpowiedź - zauważyła Moon.
- Mówiłem ci, że to nie pierwsza taka rozmowa. Nie znajdziesz żadnego nowego powodu, żebym zrezygnował. Sensownego powodu - podkreślił.
- Osłabisz watahę.
- Mylisz się...
- Wujek jest ranny, a tata nie może polować - przerwała mu. - Jeśli odejdziecie, stado straci trzy basiory, w tym świetnego tropiciela i łowcę.
- Ronon zdrowieje, tata nigdy nie był wybitnym myśliwym, a mnie nie przeceniaj. Shadow chętnie zajmie moje miejsce, chociaż tak naprawdę to on zawsze był i będzie wyżej. Pod każdym względem. Mniejsza o to - urwał temat, widząc, do czego prowadzi. - Sama mówisz, że odejdą trzy dorosłe, zdrowe basiory. Odejdą trzy paszcze do wyżywienia i to takie, które mało zjeść nie umieją. Robi się nas za dużo na jedno Cremo. Ilość zwierzyny tutaj jest mocno ograniczona, a nikt nie wyklucza kolejnych szczeniaków. Jest nas osiemnaście, co będzie, jeśli ta liczba zwiększy się do dwudziestu dwóch, dwudziestu trzech? Poumieramy z głodu albo zniszczymy tutejszy ekosystem zbyt częstymi polowaniami, co w sumie prowadzi do tego samego. To normalne, że niektórzy odchodzą w poszukiwaniu własnej drogi.
- W takim razie idę z tobą. Z wami - poprawiła się.
- Nie chcesz tego.
- Nie wiesz, czego chcę. Tylko ja mogę to wiedzieć.
- Tego się nie wie, to się czuje. Gdybyś naprawdę myślała o odejściu, nie ukrywałabyś się tamtej nocy do samego końca, tylko stanęła między nami i powiedziała to, co mi przed chwilą. Nie zaczynaj tylko, że musiałaś się zastanowić.
- Ty musiałeś, jestem tego pewna. Takiej decyzji nie podejmuje się pod wpływem chwili. Orion i Roy również mieli trochę czasu, chociaż im to skróciłeś. Dlaczego ja mam być traktowana inaczej?
- Bo wadery nie odchodzą ze stada. - Ledwo przeszło mu to przez gardło. Wiedział, że to cios poniżej pasa, zresztą to wcale nie musiała być prawda. Nie wiedział, dlaczego tak bardzo chce zniechęcić siostrę.
- Co ty powiedziałeś?!
- To co słyszałaś. - Odwrócił wzrok w kierunku rzeki, udając, że coś go tam bardzo zainteresowało.
- Patrz na mnie, kiedy rozmawiamy! - Złapała go za sierść na szyi i pociągnęła w swoją stronę. Basior niechętnie spełnił polecenie. Moon badawczo mu się przyglądała. - Kłamiesz - stwierdziła opanowanym głosem. - Nie mówisz tego zgodnie z sobą.
- A jeśli się mylisz? - Chciał powiedzieć to pewnie, nawet z lekką drwiną, ale mu nie wyszło.
- Nie mylę się. Kiedy zdecydujesz, co chcesz mi powiedzieć i będzie to zgodne z tym, co myślisz, powtórzymy tę rozmowę.
Na chwilę oboje zamilkli, ale cisza została szybko przerwana.
- Wracamy już do jaskini. Taht kazała wam przekazać. Możecie jeszcze tu zostać, po prostu nie chcieliśmy, żebyście nas szukali. - Nora pojawiła się nie wiadomo skąd. Rodzeństwo zastanawiało się, czy przez jakiś czas ukrywała swoją obecność.
- Ja idę z tobą, ciociu. Karo, radzę skorzystać z okazji i zastanowić się nad tym, co ci powiedziałam.
Biała wilczyca ruszyła w kierunku, gdzie stado odpoczywało po posiłku. Starsza samica za to zbliżyła się do dwulatka.
- Diametralna zmiana własnego życia zawsze niesie za sobą konsekwencje. Zdecyduj się, czy jesteś na nie gotowy, ale przede wszystkim nie odtrącaj najbliższych. Kiedy odejdziesz, już nic nie będziesz mógł naprawić. Zostaną wam nawzajem tylko wspomnienia, więc nie pozwól, aby te złe przesłoniły dobre. - Nora mówiła szeptem, prosto do ucha wilka. Gdy skończyła, natychmiast odeszła szybkim krokiem, nie dając mu szans na jakąkolwiek odpowiedź.
________________
Już ktoś mi wytknął na wattpadzie, że marzec dawno minął. Już myślałam, że uda mi się opublikować w niedzielę, ale ostatecznie dodaję dopiero dzisiaj... A myślałam, że w końcu uda mi się dodać rozdziały do dwóch historii w jednym miesiącu. Powinnam sobie dawać termin dwa tygodnie przed tym, jaki planuję, to może bym się w nim wyrobiła.
Nie jest to ani mój najdłuższy rozdział (do Drimer) ani najciekawszy, sama to przyznaję. Dobrze, że na koniec, bo inaczej nikt by tego nie przeczytał xD Przez wakacje chcę napisać chociaż 3 rozdziały na zapas, bo czeka mnie klasa maturalna i pisać na pewno będę, ale jeszcze nie wiem, ile czasu mi na to zostanie. Tak w ogóle czasami zdaje mi się, że niektóre momenty są ciężkie, w ogóle styl mojego pisania jest... no specyficzny xD I zastanawiam się, czy to nie przeszkadza.
Spóźnialska
Akti