poniedziałek, 15 czerwca 2015

Drimer - wilcze życie. Rozdział IX

     – Czego chcesz, Gmork?! Ostatnia pamiątka ci nie wystarczyła?
     – A co, chcesz taką samą? – Basior zaśmiał się złowieszczo. Chciał podrapać przeciwni­ka, ale ten nawet nie miał problemu z unikiem.
     – Ups, wypadłeś z formy.
     Taht nie wiedziała, co ma robić. Widać było, że jej partner dobrze zna intruza, ale nigdy jej o nim nie opowiadał.
     – Kto to jest i co tu robi?
     – To tchórz i zdrajca, a to, co tu robi, nie powinno nas obchodzić, bo martwy nie wypełni za­dania.
     – Czekaj! Puść go.
     – Co?! Mam go wypuścić?!
     – Nie. Po prostu pozwolić mu wstać. Opowiedz mi, skąd się znacie, od początku.
     Ronon szybko odskoczył, chociaż każda komórka jego ciała była gotowa do ataku.
     – Jakieś dwa lata temu znaleźliśmy go na granicy terytoriów. Był ledwie żywy. Powie­dział nam, że sprzeciwił się Darkusowi – przywódcy, za co został wygnany. Niedługo potem stracił przytomność. Zrobiło nam się go żal. Wzięliśmy go ze sobą, opatrzyliśmy mu rany, za co tak nam się odpłacił! Pewnego dnia zaatakował nas ze swoją starą grupą – watahą Dark Light. Myślał, że większość watahy będzie na polowaniu, ale zmieniliśmy plany z po­wodu upału. Gdy zrozumiał, że jego plan nie wypalił, zaczął uciekać. Dogoniłem go i po­drapałem mu pysk*. Wygraliśmy, ale Darkus zdążył zabić moje kilkudniowe rodzeństwo. – W tym momencie wilk odwrócił się w stronę Gmorka. – Nigdy nie wybaczę ci tego, co zrobiłeś mojej rodzinie. Traktowałem cię jak brata…
     – Oj, przestań się rozczulać. Przyznaję, przez głowę przeszła mi myśl, aby z wami zostać. Szybko jednak porzuciłem ten pomysł. Nie zaszedłbym z wami tak wysoko, jak bym chciał. Jesteście łatwowierni i słabi.
     – Odszczekasz to, albo te słowa będą twoimi ostatnimi!
Wilki przygotowały się do walki. W chwili, gdy mieli na siebie skoczyć, Taht stanęła mię­dzy nimi.
     – Zostaw go. Przyda się nam jeszcze. – Wilczyca, znając już całą historię, czuła się o wie­le pewniej. Podeszła do intruza i jednym ruchem powaliła go na ziemię. – Sam przed chwilą powiedziałeś, że martwy nie wykona zadania – powiedziała do partnera, po czym przeniosła wzrok na Gmorka. – Wypuszczę cię, ale w zamian przekażesz przywódcy, że Cremo jest już zajęte. Wiadomość raczej prosta. Teraz idź i żebym cię więcej nie widziała. – Taht puściła wilka, a ten uciekł ile sił w łapach.
     Ronon podszedł do partnerki wyraźnie oburzony.
     – Dlaczego go wypuściłaś?!
     – Uspokój się! Zabicie go nic by ci nie dało. Żałowałbyś tego potem. Uwierz mi.
     – Może masz rację. Znowu niepotrzebnie się uniosłem. Przepraszam.
      W tamtej chwili do ich uszu dobiegło wycie reszty stada.
      – Słyszałaś? Złapali coś – odezwał się Ronon, w związku z sygnałem. W tym momencie zaburczało mu w brzuchu. – Na samą myśl o zdobyczy zgłodniałem – dokończył, po czym się zaśmiał.
     – Ja też. Mam pewien pomysł. Ścigajmy się! Zobaczymy, jakie poczyniłeś postępy.
     – Zdziwisz się jak duże. Będziesz widziała tylko mój ogon.
     – Przekonajmy się.
     Wilki ruszyły w stronę, z której wcześniej dochodziło wycie. Wyścig był bardzo zacięty. Biegli łeb w łeb, aż do samego końca.
     – No, no! Remis po miesiącu treningu w rezerwacie – zdziwiła się Taht, po do dotarciu na miejsce. – Jeszcze kilka tygodni i nawet ja cię nie dogonię .
     – Dotąd moim jedynym minusem była powolność. Teraz, dzięki tobie, – w tym momen­cie ją pocałował – nikt mnie nie pokona.
     – Nie rozpędzaj się tak – zachichotała wilczyca. – Oby te umiejętności nie były ci nigdy potrzebne. Teraz chodź do reszty.
     Pozostali ucieszyli się na widok przywódców. Okazało się, że czekali na nich z jedze­niem, ponieważ prawidłowo to para alfa rozpoczyna posiłek.
     Taht zaniepokoiła nieobecność brata przy zdobyczy. Po chwili poszukiwań dostrzegła go leżącego pod pobliskim drzewem. Natychmiast zaczęła dopytywać, co się stało.
     – Siostra, uspokój się. Oddzielałem krowę** od reszty stada. W pewnym momencie byk** zabiegł mi drogę i uderzyłem w niego. Nie mam pojęcia, jak mogłem go nie zauważyć. W każdym razie sam się ogłuszyłem i upadłem na ziemię. Ramira została ze mną. Gdy usły­szeliśmy wycie, przyszliśmy tu. Czułem się jeszcze słabo, więc postanowiłem odpocząć w cieniu. Ot i cała historia. Gdy coś zjem, zrobi mi się lepiej.
     – To na co czekasz? Nie wiem jak ty, ale ja okropnie zgłodniałam.
Rodzeństwo wróciło do zdobyczy.        
     Wszyscy zabrali się za jedzenie. W połowie posiłku Taht przypomniała sobie, że miała coś powiedzieć. Przełknęła kęs mięsa i zabrała głos:
     - O mało bym nie zapomniała. Noro, Marleyu, ogromna pochwała dla was. Sami upolo­waliście samicę wapiti. Jestem pod ogromnym wrażeniem.
     - Och, jak oficjalnie - zauważyła Nora.
     Rudy basior od razu podłapał temat. Wstał, zrobił poważną minę i odezwał się:
     - Moja przywódczyni, cóż za pochlebne słowa. Uczyniłaś mi nimi ogromny zaszczyt. Pozwól, że padnę ci do łap***.
     - Ależ proszę. Nie krępuj się mój wierny sługo.
     Po tych słowach nikt już nie potrafił trzymać powagi. Wszyscy wybuchli głośnym śmie­chem. Niektórzy próbowali opanować rozbawienie, ale marnie im to wychodziło.
     Po pół godzinie, gdy zdobycz została zjedzona, a sytuacja opanowana, para alfa opowie­działa o spotkaniu z Gmorkiem. Ronon opisał ich pierwsze spotkanie i zdradę intruza. Po burzliwej naradzie wilki zdecydowały, że przez jakiś czas będą znakowali terytorium każde­go dnia. Chcieli zapobiec podobnym spotkaniom, oraz trwale zaznaczyć swoją obecność. Ponadto przyrzekli sobie, że nigdy nie zaufają żadnemu wilkowi z watahy Dark Light.

*Chcę coś sprostować... Wilki nie mają na tyle ostrych pazurów, żeby móc nimi podrapać przeciwnika... Gdy to pisalam, nie pomyślalam o tym, ale nie zmienię już tego. Uznajcie to jako... fikcję literacką ;)
** Krowa i byk to, w tym przypadku, samica i samiec wapiti.
*** Zwrot ,,padać do nóg'' nie miałby w tym przypadku sensu, bo wilki nie mają nóg, tylko łapy.
________________
A tak chciałam się wyrobić w niedzielę... Ech. Jest pięć po północy xD
Wiem, że właściwie nie ma tu co komentować (no... Poza sprawą z Dark Lightami i Gmorkiem...), ale musiałam tak zakończyć, ze względu na rozdział następny ;-)
Od kilku dni regularnie witająca o północy nowy dzień
Akti

piątek, 12 czerwca 2015

Drimer - wilcze życie. Rozdział VIII

     Taht była przygnębiona. Wątpiła w to, że dobrze wybrała. Kad, Nora, Marley i Ramira wygrzewali się w ostatnich promieniach słońca. Ronon też miał taki zamiar. Zobaczył jed­nak, że wilczyca jest smutna i podszedł do niej.
     – Co ci jest? – zapytał partnerki, kładąc się koło niej.
     – Nie wiem, czy dobrze zrobiłam. Straciłam rodzinę kilka godzin po tym, jak ją odzyska­łam.
     – Przecież ja też! Myślisz, że mi jest łatwo? Nie! To była najtrudniejsza decyzja w moim życiu!
     Zapadła chwilowa cisza. Po chwili Ronon uspokoił się i mówił dalej.
     – Decyzje jednak podjąłem szybko. Kocham cię, Taht, i nigdy nie przestanę. Nie mógł­bym… nie potrafiłbym żyć bez ciebie.
     – Czuję to samo. Słowa twojej matki pomogły mi się zdecydować.
     – Musiałaś się jeszcze zastanawiać?! Gdybyś mnie naprawdę kochała, decyzja byłaby oczywista. – Samiec zdenerwował się i ruszył w kierunku wyjścia ze schronienia.
     – Zaczekaj! Nie chciałam żeby to tak zabrzmiało. Ronon, stój! – Taht podbiegła i wtuliła się w jego sierść. – Nie zniosłabym gdybyś mnie zostawił. Po prostu na początku nie zrozu­miałam, że, zostając z rodziną, musiałabym zrezygnować z nas… Proszę, zrozum to.
     – Rozumiem. Przepraszam cię, za moje zachowanie. Nie próbowałem spojrzeć na to…
     – Nie przepraszaj. Dziękuję ci za tych kilka szczerych słów. Może wracajmy już do reszty, za­nim uda im się coś zmalować.
     – Znając Marleya, lepiej się pospieszmy.
     Para zaczęła się śmiać, po czym ruszyła w stronę nowej rodziny.

***

     Minęły trzy tygodnie, od powstania nowej watahy. Wszyscy już się ze sobą zżyli i two­rzyli naprawdę zgraną grupę. Zadomowili się na wybiegu, a Taht pogodziła się z nową sytu­acją. Nikt jeszcze wtedy nie znał planów Tommy'ego.
     Pewnego dnia na ich chwilowe terytorium wszedł Jerry, z pistoletem w dłoni. Wilki znały już tę broń, ale nie wiedziały, co ma ona oznaczać. Może wracają na wolność, a może prze­noszą ich do innego rezerwatu? Zwierzęta jednak nie uciekały. Wiedziały, że to nic nie da. Gdy każdy dostał zastrzyk, mężczyzna odezwał się.
     – Kiedy się obudzicie, będziecie w domu.
     ,,W domu? – zaczęła myśleć Taht.– Czy to możliwe, że oni z powrotem wypuszczą nas w dolinie?” Nie rozwinęła tej myśli, bo głęboko zasnęła.
     Kilka godziny później Ronon ocknął się jako pierwszy. Znajdował się w jakiejś skrzyni. Czuł, że gdzieś blisko niego jest reszta stada. Nie mógł znieść bezczynności. Zaczął uderzać w drzwiczki, drapać ściany i gryźć kraty nad głową.
     Dwadzieścia minut później reszta wilków również się obudziła. Wtedy wszystkie klatki zostały otworzone. Para alfa wybiegła pierwsza. Stanęli obok siebie dziesięć metrów dalej. W ich stronę wiał cudowny wiatr, który niósł ze sobą tak dobrze znane im zapachy.
     – Czui, gdzie jesteśmy?
     Samiec jakby nie słyszał.
     – Czubaka!
     – Tak? – odpowiedział basior. Wyglądał, jakby to pytanie wyrwało go z głębokiego transu.
     – Ronon, co to za miejsce? Gdzie jesteśmy?
     – Jesteśmy w domu, Marley. Jesteśmy w domu. 
     Za parą alfa wybiegli Kad i Nora. Od razu rozpoznali rodzinne strony. Przedstawiciele rodziny Ronona czuli się nieco obco. Nigdy jeszcze nie byli w dolinie Cremo. Wiedzieli jednak, że teraz jest to ich nowy dom, więc ruszyli w stronę reszty stada.
     – Gdzie macie schronienie? – spytała Ramira. Chciała właśnie od niego zacząć poznawać nowe terytorium.
     – To jaskinia położona jakiś kilometr stąd, u podnóża wysokiego wzniesienia – odpowie­działa Taht z wyraźnym niedowierzaniem, że jest u siebie.
     – Więc chodźmy tam – ponaglił grupę Marley.
     – Zgoda, bracie. No to w drogę.
     Wataha ruszyła natychmiast. Przywódcy ciągle przyspieszali. Byli bardzo szczęśliwi. W końcu ich nastrój udzielił się reszcie. Bieg zamienił się w zabawę. Wilki zaczęły się prze­wracać i siłować. Po chwili znów ruszyły. Powrót do domu przerodził się w coś na kształt wyścigu.
     Kiedy w końcu dotarli na miejsce, wszyscy powalili się na ziemię ze zmęczenia. Naj­pierw zaczęli dyszeć, a potem wybuchli głośnym śmiechem.
     Jedynie Taht nie weszła do środka. Stała w miejscu gdzie pochowała Siroko. Gdy Ronon to zobaczył, natychmiast podszedł do niej.
     – Wiem, co czujesz. Mi też go brakuje. Pomyśl o tym jednak w inny sposób. Mimo tego, że go tu nie ma, być może ciągle nam towarzyszy. Nie smuć się. – Samiec wytarł nosem łzę partnertki. – To nic nie da. Płacz w niczym mu nie pomoże. Lepiej chodź do środka.
     Samica posłuchała się partnera i weszła z nim do jaskini.
     – Marley, a co miało znaczyć to ,,Czui’’ ?
     – To skrót od ,,Czubaka’’. Wymyśliłem to wczoraj w nocy.
     – Nic się nie zmieniłeś.
     Po tych słowach Ronon skoczył na brata i razem zaczęli się siłować.
     Przez pierwszy dzień stado zapoznawało Marleya i Ramirę z najbliższą okolicą. Kad i Nora za to przypominali sobie dawne terytorium, bowiem obszar watahy Drimer to dawny terenem mega watahy.
     Następnego dnia trzeba było załatwić kilka spraw.
     – Musimy coś zjeść – rozpoczął brat przywódczyni. – W ostatnich dniach dawali nam mało pożywienia. Pewnie po to, żeby zachęcić nas do polowania.
     – Też tak myślę. Jest jednak ważniejsza sprawa. Od ponad miesiąca nie znakowaliście te­rytorium. Jesteśmy narażeni na ataki.
     – Zgadza się, Noro, ale polowanie też nie może zbyt długo czekać. – Po raz pierwszy Taht musiała decydować nie tylko za siebie.
     – Jest jedno wyjście – odpowiedział Ronon, widząc, że samica boi się decydować za wszystkich. – Ja i Taht oznaczymy granicę, a wy pójdziecie na polowanie. Gdy coś złapie­cie, zawyjcie. Przyjdziemy do was, a potem razem dokończymy znakowanie.
     Wilki zgodziły się. Czwórka ruszyła nad rzekę, za to przywódcy pobiegli w stronę grani­cy.
     Po czterech godzinach marszu, samiec przystanął. Czuł, że ktoś ich obserwuje. Nagle niedaleko nich pękła gałązka. Z pobliskich krzaków wyskoczył wielki, czarny basior. Przez pół jego pyska biegły ślady po wilczych pazurach, a na lewej łopatce miał dużą bliznę po ugryzieniu.
     Para uchyliła się od ataku. Ronon błyskawicznie się odwrócił. Podbiegł do czarnego sam­ca i powalił go na ziemię. Intruz, lekko charcząc z powodu braku powietrza, odezwał się:
     – Więc znów się spotykamy.

_______________
Więc jest zalążek akcji ;-) I wracamy do Cremo ;-)
Odrobiłam już dodawanie zaległych rozdziałów. Następny będzie jutro...? Nie no, na bank będzie jutro ;-)

Licząca dni do wakacji (dosłownie...)
Akti

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Drimer - wilcze życie. Rozdział VII

     – Tak, co się stało? Już wróciłeś ze spaceru?
     Wilk spojrzał na Pinę, a ta mrugnęła porozumiewawczo okiem.
     – Dzięki, że mnie kryłaś – szepnął do wilczycy, a potem, już na głos, powiedział do Taht: – Tak naprawdę nie byłem na spacerze. Twoja ciotka i Baron, ku mojemu zdziwieniu, zapro­wadzili mnie do… mojej rodziny. Chodźcie i pokażcie się!
     Sześć wilków wstało i wyszło spośród drzew. Samicy przez głowę przechodziły różne myśli.
     ,,To naprawdę jego rodzina? Czy to możliwe? Naprawdę! Maja podobny zapach. Ależ on się cieszy. Już rozumiem dlaczego był ostatnio przygnębiony. Tęsknił za swoimi.’’
     Ronon przedstawił partnerce całą swoją rodzinę, po kolei. Mona bardzo się ucieszyła, że jej syn znalazł sobie tak uroczą i piękną partnerkę.
     Wszyscy byli tak podekscytowani, że nawet nie zauważyli, jak Jerry wciągnął na wybieg ciała dwóch młodych klęp*. Zorientowali się dopiero po paru ładnych minutach.
     Jako pierwsze jadły pary alfa trzech watah.
     Już po pół godzinie najlepsze kąski z pierwszej ,,zdobyczy'' były wyjedzone. Sześć wilków leżało nieopodal z pełnymi brzuchami. Ronon pochylił się w stronę Taht i szepnął jej do ucha:
     – Idę powygrzewać się w słońcu. Niedługo wrócę.
     Basior wstał i podszedł do ogrodzenia. Nieopodal stał Tommy. Kładąc się, basior cicho zaskowyczał.
     – Kroplówka przestała działać, co?
     Blondyn wyciągnął dłoń, na której leżały dwie tabletki. Ronon nie ufał mu na tyle, aby jeść z ręki. Chłopak widząc, że to nie zadziała, podniósł z ziemi martwego, trzymiesięczne­go królika. W jednym miejscu naciął jego skórę i włożył do środka obie pastylki. Przerzucił ciało na drugą stronę ogrodzenia i zaczął mówić:
     – Zjedz to. Pomoże i niedługo przestanie cię boleć.
     Samiec, czując, że człowiek jednak chce mu pomóc, zjadł wszystko, po czym wrócił do watahy.

***

     Teraz, tak jak wcześniej obiecałam, opisze wam wilki z obu watah.
     Zacznę od opowiedzenia kim była Nora.
     Oryn, jeszcze przed narodzinami Taht, miał inną partnerkę. Nazywała się Sarabi i była cudowną alfą. Niestety, kilka dni po urodzeniu pierwszego miotu, zaatakował ją niedźwiedź. Chciał dostać się do młodych, ale samicy udało się go odpędzić. Mimo wszystko umarła z po­wodu odniesionych ran.
     Rodzeństwo Nory zginęło, ale ona była i nadal jest bardzo silna. Udało jej się przetrwać kilka dni bez mleka matki, ale przeżyła z innego powodu. W tamtym czasie, blisko mega wata­hy krążyła… Tina. Od jakiegoś czasu podkochiwała się w Orynie, więc znała położenie wil­czątek. Uznała, że skoro ma mleko*, może uratować chociaż Norę. W końcu zebrała się na odwagę i ujawniła grupie swoją obecność. Opowiedziała dlaczego przyszła i, w nadzwyczajnych oko­licznościach, została przyjęta. Co było dalej, to chyba każdy się domyśla: Nora przeżyła, a kilka miesięcy później urodziły się trzy młode (Taht, Kad i Baron) nowej pary alfa**.
     Baron był zupełnie inny od rodzeństwa. Taht i Kad zawsze i wszędzie przebywali razem, za to ich brat trzymał się na uboczu. Nie miał aż tak dobrych relacji z rodzeństwem.
     No dobrze, ale ja tu się rozgadałam, a przecież mam wam opowiedzieć o watasze Lumi­now. A więc tak… Ramira:
     Kiedy Ronon i Marley byli jeszcze wyrostkami (głupi wiek chyba u każdego gatunku) musieli zo­stawać sami. Ich rodzina nigdy nie była duża, dlatego na polowanie wybierali się wszyscy. Oni swoim zachowaniem mogli tylko wystraszyć zwierzynę.
     Pewnego dnia na ich drodze po raz pierwszy stanął grzechotnik. Od niechybnego ukąsze­nia uratowała ich samotna, młoda wadera**** – Ramira. Samica została przy nich, bo miała dość samotnego życia. Po powrocie z polowania dorośli nie były zachwyceni jej obecnością. Po opisaniu całej sytuacji i długich prośbach została ona, jednak, przyjęta.
     Jeśli chodzi o relacje Ronona i Marleya – są one, i zawsze były, wzorowe. Bracia do tej pory rozumieją się właściwie bez słów.
    O reszcie wilków nie będę opowiadała, gdyż nie wniosą oni nic ważnego do historii wa­tahy Drimer. A teraz, wracając do mojej opowieści…

***

     Ronon wrócił do grupy. Zdziwił się, gdy zobaczył inne wilki leżące równo obok siebie, tworząc półkole. Stanął i zamurowało go. Nie wiedział, co ma zrobić. Podejść tam, czy zo­stać tu, gdzie stoi? Może to spotkanie rodzinne? Na szczęście Taht wzrokiem pokazała mu, że ma przyjść i położyć się koło niej. Basior pokornie uczynił to, o co prosiła.
     – Wiesz o co tu chodzi? – zapytał partnerki.
     – Nie mam pojęcia. Ren kazał nam się tak ustawić. Czekaliśmy tylko na cie…
     – Cisza! Mamy wam wszystkim coś ważnego do powiedzenia – odezwała się Tina, przy­padkowo przerywając córce.
     Na skalny głaz, leżący przed zebranymi, weszły pary alfa obu watah. Głos zabrał Oryn.
     – Taht, nawet nie wiesz jak się cieszymy, że żyjesz, ale już nas nie potrzebujesz.
     Wilczyca najpierw była zaskoczona, a potem przestraszyła się.
     – Nie! Ja nie mogę was znowu stracić! Nie!
     Samica chciał uciec, ale partner ją zatrzymał. W jego czekoladowych oczach odnalazła zrozumienie i wsparcie.
     – Mamo, tato, zrozumcie. Dwa lata żyłam w przekonaniu, że nie żyjecie. Nie mogę was teraz stracić.
     – Nie stracisz nas całkowicie – oznajmiła Tina. – Kad! Nora! Stańcie obok Taht. Oni będą z tobą. Pomogą wam stworzyć najpotężniejsze stado w Cremo.
     – Ty, Ronon, także nie zostaniesz sam. Marley! – krzyknął Rasty. – On także do was do­łączy.
     Po tych słowach cała czwórka zeskoczyła z głazu.
     – Jest jeszcze jeden argument, najważniejszy – poważnie zaczęła Mona. – Jeśli zostanie­cie z nami, będziecie musieli wyrzec się swojej miłości.
     Cała piątka spojrzała po sobie, a następnie kiwnęli potakująco głowami. Tak powstała wataha Drimer.
     – Zaczekajcie! Mona, czy mogę do nich dołączyć ? Proszę… Chciałabym zaznać jakiejś odmiany.
     – Nie mnie się pytaj, Ramiro, czy możesz, tylko ich, czy cię przyjmą.
     Samica szybko przeniosła wzrok na nowo powstałą grupę.
     Wataha nie zastanawiała się długo. Taht odpowiedziała prawie natychmiast.
     – Oczywiście, że tak. Im nas więcej, tym lepiej.
     Wilczyca stanęła obok Marleya. Grupa właśnie miała wracać na swój wybieg.
     – Idźcie już – ponagliła ich Tina – Im dłużej czekacie, tym trudniej będzie wam odejść.
     I tak przez bramkę, którą rano przeszła para wilków, teraz wracała szóstka – nowotwo­rzące się stado.
     W ostatniej chwili Taht odwróciła głowę. Za sobą ujrzała całą rodzinę. Uśmiechali się, merdali ogonami i… już ich nie widziała. 
     Całemu temu spotkaniu przyglądał się Tommy. Gdy zobaczył, że nowe wilki, oraz kilka ze starej grupy, wracają na poprzedni wybieg, szybko zawołał brata.
     – A ty tu ciągle siedzisz? Co niby tam widzisz?
     – Spójrz na pierwszy wybieg.
     – Niby po co mam… A one co tam robią?!
     – Nie mam pojęcia. W ogóle działy się dziwne rzeczy.
     – Oj, pewnie znowu przesadzasz. Wracam do swoich zajęć, a ty, jeśli chcesz, to tu sobie siedź.
     – Czekaj! Powiem ci, o co chodzi. Najpierw, gdy tylko otworzyłem przejście, przyszli przywódcy mega watahy. Ewidentnie na coś, a raczej na kogoś, czekali. Gdy przyszła ta nowa para, wszyscy zaczęli witać się nawzajem. Kiedy cała czwórka doszła do reszty stada, sytuacja się powtórzyła. Po kilku godzinach nowy samiec zniknął. Jakiś czas później wrócił z tą małą grupką, którą dołączyliśmy sześć miesięcy temu. Powitania znów się powtórzyły.
     – Mówiłem, przesadzasz – mężczyzna miał już odejść, ale brat go zatrzymał.
     – Gdzie się tak spieszysz?! To nie koniec. Przez ostatnie trzydzieści minut wydarzyło się coś niezwykłego.
     Jerry wrócił do Tommy'ego, chociaż nie wierzył, że brat mówi prawdę.
     – No mów. Tylko się streszczaj, bo mam dużo pracy.
     – Pół godziny temu wszystkie wilki ułożyły się w półkole i wydawały różne dźwięki, zu­pełnie jakby rozmawiały. Potem cztery wilki stanęły obok nowej pary i cała szóstka wróciła na pierwszy wybieg. Zauważyłem, że czarna wilczyca miała wtedy łzy w oczach. Jak to wy­tłumaczysz?
     – Oj tam. Jeśli to już wszystko, to ja…
     – Czekaj, czekaj! Przemyślałem sobie coś. Teraz wiem, że to dzikie, mądre zwierzęta. Chcę je wypuścić… Znaczy tę nawą grupę, bo stara zbyt przyzwyczaiła się do człowieka. Wiem, że kilka wilków się przeniosło, ale jestem pewien, że im się uda. Są młode i silne. Za trzy tygodnie, gdy samiec wydobrzeje, wypuszczę je z powrotem do doliny Cremo.

* klępa – samica łosia

** Tu trochę naciągnęłam fakty. Po śmierci któregoś z partnerów wilki raczem zostają same, na resztę życia...

*** U wilczyc czasem się zdarza, że mimo braku młodych ich ciało produkuje mleko.

**** wadera – samica wilka

_______________
Dodaję wreszcie rozdział... Jeszcze kilka razy ten rozdział zklejałam w całość, bo robiłam to na telefonie i co coś poprawię i chcę wstawić następną część - biorę domek (że do tapety) i poszło... Dawać od nowa. Chyba ze 4 razy tak zapomniałam zapisać.
Co do treści... No może gest Toma z tabletkami przemilczę i wgl... Co to można odkryć we własnych historiach sprzed lat.
Jutro postaram się dodać następny rozdział, bo biorąc pod uwagę, że rozdziału nie było od dwóch tygodni, to ten jest zaległy, a następny będzie za ostatnią niedzielę. Niby koniec roku już, a tyle roboty...

Licząca dni do wakacji (dosłownie...)
Akti

P.S. Zapomniałabym... Na górze pojawiła się nowa zakładka (strona) Wolf poems. Są to wilcze poematy, przeważnie angielskie, w których się jakiś czas temu po prostu zakochałam. Takich tekstów jest o wiele, wiele więcej. Co jakiś czas będę więc dorzucać nowe. Tłumaczę je też - sama jeżeli wszystko rozumiem, albo przy pomocy tłumacza.