Karo przez dobrą chwilę stał w miejscu z otwartym pyskiem, mrugając ze zdziwienia i nie mogąc wydobyć z siebie słowa. W końcu się otrząsnął. Zaczął chodzić w kółko i rozkopywać śnieg z nerwów. Nora o wszystkim wie. To, co powiedziała, nie mogło być przypadkowe. Podsłuchiwała ich? Czy dorośli zawsze muszą wtrącać się w nie swoje sprawy i wszędzie ogłaszać te prawdy życiowe?! Nie, nie może tego tak zostawić.
Ruszył biegiem za waderami, które zdążyły się już od niego oddalić o dobre kilkadziesiąt metrów. Zrównał się z nimi i zajął miejsce po stronie ciotki.
- Możemy porozmawiać? Teraz - dodał dobitnie - tutaj i sami.
Dorosła samica wymieniła kilka spojrzeń z Moon, mówiących, że dalej ma iść sama. Ta natychmiast spełniła prośbę, nawet nie zerkając na brata.
- Więc o czym chcesz rozmawiać? - Nora uśmiechnęła się. Chciała być miła, ale na Kara zadziałało to wręcz odwrotnie w stosunku do zamierzonego efektu. Myślał, że wilczyca próbuje go udobruchać. Nie ma mowy, nie da się tak łatwo.
- Jak długo tam stałaś? - zapytał bez ogródek. Był opanowany, nic nie zdradzało jego emocji.
- Zawołałam was, jak tylko się zbliżyłam. Krzyczenie z daleka byłoby bez sensu.
- Jak tylko się zbliżyłaś? A może przez jakiś czas stałaś kawałek od nas i słuchałaś? - W tym momencie nie udało mu się ukryć wyrzutu i oskarżenia w głosie.
- O nie kochany, tak nie będziemy rozmawiać. Jeśli chcesz na mnie zrzucać swoją niepewność, to źle trafiłeś. Moon miała rację, powinieneś przemyśleć kilka swoich zachowań, a dopiero później, po wyciągnięciu wniosków, rozmawiać z tymi, którzy chcą ci pomóc. - Odwróciła się od basiora, żeby odejść.
- Więc skąd o wszystkim wiesz?! - Postawił wszystko na jedną kartę. Jeśli po prostu miał paranoję, to wszystko stracone.
- Bo żyję trochę dłużej niż ty i widziałam już wilki wyrywające się na świat, wymykające się na granicę terytorium, patrzące ze strachem na członków stada, bo mogli poznać tajemnicę...
- To aż tak widać? - Basior przerwał Norze, odwracając wzrok. Zaczynał żałować swojego wybuchu.
- Zależy jak bardzo ktoś jest uważny. Nie, twoi rodzice nic nie wiedzą. Nie potrafią obiektywnie ocenić sytuacji. Taht i Ronon tym bardziej. Mają wystarczająco dużo problemów, w tym ze swoimi dziećmi.
- Ale...
- Roy i Orion? Tak, wiem też o nich. Ostatnio wyjątkowo trzymacie się razem. Schemat jednak jest ten sam. Ramira i Marley nie zauważają zachowania Roy'a, Orionem się nie interesują, a z kolei z nim sytuacja jest identyczna.
- Dziwne. Mówi się, że to rodzice pierwsi zobaczą, że coś się dzieje z dziećmi.
- Niektórych rzeczy podświadomie wolą nie widzieć.
- A ty? Dlaczego przyglądałaś się nam tak uważnie? Czy to dlatego, że... nie masz własnych dzieci? - Karo czasem chciałby ugryźć się w język zawczasu, ale zdawał sobie z tego sprawę, gdy niechcianych słów nie można było cofnąć.
- Wiem, do czego zmierzasz i może odpowiem w ten sposób. Są osobniki stworzone do przywództwa i takie, którymi można rządzić, bo potrafią zaakceptować swoje miejsce w stadzie. Ja należę do tej drugiej grupy. Teraz ty zastanów się, czy należysz do pierwszej.
- Każdy lubi rządzić. Nawet ty nie pozwalasz, żeby ktoś za bardzo ci rozkazywał.
- To wiąże się ze wspomnianą akceptacją miejsca w watasze. Skoro wiem, ile jestem warta, to nie pozwolę, żeby ktoś mnie poniżał. Tak w ogóle to nie, nie każdy lubi rządzić i dobrze takie osobniki znasz.
- Roy i Orion. - Wilk wymienił po raz kolejny w trakcie tej rozmowy imiona brata i kuzyna, z lekkim uśmiechem. - A więc Shadow też odejdzie?
- To zależy tylko od niego. Może uda mu się zdobyć przywództwo? Siłą albo podstępem... Po nim można się wszystkiego spodziewać. A może się dostosuje? Może ktoś go do tego nakłoni...
- Zmusi - poprawił Norę dwulatek. - Wątpię, żeby siła perswazji wystarczyła w tym przypadku.
- Często takie zachowanie, agresja, wręcz przemoc, ma ukryć słabą psychikę.
- Nie wydaje mi się. Nie u Shadowa.
- Zastanów się lepiej. Przecież to logiczne. Jeśli nie możesz komuś zaimponować własną osobowością, szukasz elementu zastępczego.
- Silna osobowość może również podnieść samoocenę i nakłonić do zachowywania się jak król i władca. Samozwańczy.
- Też racja - skomentowała Nora. - Jesteś mądry. Na pewno podejmiesz właściwą decyzję.
- W jakiej sprawie? - Spojrzał na waderę.
- Odejścia z watahy.
- Ale przecież decyzja jest już podjęta. Odchodzę. Wiem nawet jak to zrobić...
- W młodości wszystko wydaje się takie łatwe, oczywiste. Szkoda, że prawda okazuje się inna. - Wadera zwiesiła głowę.
- Nie rozumiem.
Wilki zatrzymały się. Cały czas podczas rozmowy kierowały się w stronę legowiska, powolnym krokiem, właściwie bezwiednie. Rozmowa między nimi była tak szczera i naturalna, że nie myśleli o jej zakończeniu. Karo nigdy nie pomyślał o Norze jako o potencjalnym sojuszniku. Co tu dużo mówić, nigdy nie pomyślał, że może ona tak trzeźwo patrzeć na świat i uświadomić mu wiele rzeczy. Nie tylko logicznymi argumentami, ale życiowym doświadczeniem, które obejmowało dużo więcej niż mógł sobie wyobrazić.
- W tej chwili jesteś pewny siebie i własnego postępowania. Może się to zmienić w jednej chwili, na przykład kiedy obejrzysz się na żegnającą cię rodzinę i uswiadomisz sobie, że nigdy więcej ich nie zobaczysz. Nigdy nie będziesz mógł poprosić ich o pomoc ani zrzucić na nich swoje niepowodzenia.
- Byłaś tego świadkiem?
- Tak, dawno temu. - Wilczyca odwróciła wzrok, omiotła nim szczyty górskie i odznaczającą się w oddali rzekę. Zatopiła się we wspomnieniach.
- Mówisz o sobie? - zaciekawił się Karo.
- Co? Nie! - Natychmiast zaprzeczyła Nora. - Mówię o Baronie, rodzonym bracie Taht i Kada, a moim przyrodnim. Powody jego zachowywania były jednak zupełnie inne.
Samica obejrzała się na siostrzeńca, była ciekawa, czy go to interesuje. Karo cierpliwie czekał na ciąg dalszy historii.
- Po prostu stchórzył. To nie była przemyślana decyzja. W Cremo pojawił się kłusownik, pierwsze wilki zaczęły ginąć, nie wracały ze spacerów albo po tym, jak rozdzieliły się podczas polowania. W stadzie narastała panika. Nie mieliśmy pojęcia, co się dzieje. Wyobraź sobie, że pojawiły się nawet teorie o duchach jakichś watah żyjących tu przed nami. Nie powiem ci więcej szczegółów na ten temat, bo nigdy się tym nie interesowałam i nie przywiązywałam do nich uwagi. Zresztą akurat to jest najmniej ważne. Myśleliśmy nawet o opuszczeniu terytorium. Nie wiedzieliśmy, że okoliczne stada spotyka to samo. W każdym razie twórcą tej strategii był właśnie Baron. Nie przesadziłabym z określeniem, że Shadow odziedziczył coś po wujku.
- Wszystko zostaje w rodzinie? - zaśmiał się Karo.
- Coś w tym stylu - przytaknęła wadera. - Baron lubił rządzić i miał aspiracje na alfę. Wymyślił, że sam wyprowadzi stado, skoro Orion i Tina nie chcą wykonać jego planu. Oczywiście wszyscy członkowie, mimo pewnych różnic w prywatnych przekonaniach, stanęli po stronie przywódców.
- W takiej sytuacji Baron, żeby nie wyjść na słabego i strachliwego, ogłosił, że sam odejdzie z Cremo?
- Skąd wiesz? Słyszałeś już tę historię? - zdziwiła się Nora.
- Nie, ale wystarczająco dobrze znam Shadowa, a skoro mówiłaś, że są podobni...
- A, no właśnie, więc już rozumiesz. To, że właściwie dopiero w tej chwili okazał strach, to inna sprawa. Mój brat właściwie z wszystkimi już się pożegnał, a rozumieć to trzeba jako lekkie skinienie głowy, po czym stanął jak zamurowany. Wiedział, że powinien już odejść, potwierdzając swoje słowa, ale nie odsunął się na więcej niż dziesięć metrów, stawiając kroki nienaturalnie wolno.
- Kto się nad nim zlitował? - dociekał Karo, doskonale wyobrażając sobie opisywaną sytuację i wyprzedzając wydarzenia.
- Ja. Krzyknęłam, żeby został. Udało mi się nawet udać głos na granicy płaczu. Oczywiście nie mógł mi odmówić, kiedy powtórzyłam prośbę, dodając kilka zmyślnych argumentów.
- Jeśli chodziłoby o Shadowa, chyba bym się tak nie poświęcił. Chociaż muszę przyznać, za kilka rzeczy, w tym dążenie do celu, podziwiam go, ale tylko trochę... - Kara ponownie zaskoczyło, z jaką otwartością opowiada wszystko ciotce.
- Zrobiło mi się żal Barona. Wpadł w pułapkę własnej dumy, szkoda było, żeby ucierpiał tylko z tego powodu. Nie wiadomo, co by się stało, gdyby wtedy się od nas oddzielił. - Powstrzymała się od jakiegokolwiek komentarza do drugiej części wypowiedzi basiora.
- Mówiłaś o przybieraniu maski kogoś silnego tylko dlatego, że nie ma się wystarczająco silnej i wyjątkowej osobowości. Myślałaś wtedy o nim, prawda? W pierwszej kolejności o nim.
- Tak. Rodziny się nie zapomina. W sumie to do każdej sytuacji przywiązuje się większą wagę, jeśli wiadomo, że nigdy nie będzie mogła się powtórzyć. Mówiłam to już dzisiaj, a może niedługo i ty będziesz miał wątpliwą przyjemność poznania tego uczucia.
Zapanowała chwilowa cisza, tylko śnieg chrzęścił pod łapami. Teren zaczął się wznosić, zbliżali się do jaskini.
- Ostatnia sprawa - odezwał się Karo. - Co ja mam zrobić z Moon? Dowiedziała się jakiś czas temu i dzisiaj, nie wiadomo skąd, wypaliła, że ona też chce iść. Ze mną, znaczy z nami, we czwórkę. Nie wiedziałem, jak jej to wyperswadować i powiedziałem pierwszą rzecz, jaka mi przyszła do głowy. Nie było to na miejscu...
- Co konkretnie powiedziałeś?
- Coś w stylu, że wadery nie mogą odejść ze stada, bo to ich miejsce.
- No to rzeczywiście, mogła się obrazić. - Nora tylko pokiwała głową.
- Ale ja po prostu wiem, że ona tego nie przemyślała. Powiedziała to pod wpływem chwili, tak naprawdę nie czuje tego, co ja. Chciałem ją zniechęcić, a teraz będzie jeszcze bardziej uparta, żeby dowieść swego i zrobić mi na złość.
- Sam już odpowiedziałeś sobie na wcześniejsze pytanie.
- Nie rozumiem...
- Pójdź do niej, przeproś i dopuść ją do waszej tajnej, zamkniętej grupy. To co zakazane bardziej kusi, dobrze o tym wiesz. Poza tym jeśli faktycznie nie czuje potrzeby odejścia, to zrezygnuje, a jeśli jednak odezwie się w niej instynkt założenia własnego stada, wyruszycie razem. Możecie rozdzielić się po jakimś czasie, kiedy każde z was kogoś znajdzie.
- To naprawdę zadziała? A co jeśli będzie bardziej uparta niż sądziłem? Jeśli wtedy już pod żadnym pozorem nie zrezygnuje?
- Dowiesz się czegoś nowego o siostrze. Zaliczysz ciekawą lekcję.
Basior wymamrotał coś pod nosem, ale nie zaprotestował. Nie miał innych pomysłów i doskonale wiedział, że musi coś w tej sprawie zrobić. Nie może być tak jak teraz.
- Ciociu... Noro - poprawił się. Wiedział, że wadera woli, kiedy mówi się do niej po imieniu. - Szkoda, że nigdy wcześniej nie rozmawialiśmy ze sobą w ten sposób.
- Szkoda.
Krótkie spojrzenie prosto w oczy, a później rozdzielili się. Szli do legowiska, niby mieli jeden cel, ale to już nie było to. Karo nie chciał, żeby ktoś widział go razem z Norą. Nie wiedział dlaczego, jakoś tak. Wilczyca się tego domyślała.. W jego wieku również nie mogła zrozumieć dorosłych. W przeciwieństwie do siostrzeńca zrozumiała swój błąd za późno, żeby skorzystać z większości rad.
Powiedzenie słowa przepraszam okazało się łatwiejsze niż samiec myślał. Problem polegał na tym, że samo przepraszam nie wystarczyło. Moon nadal nawet nie chciała na niego spojrzeć, udając, że coś w okolicznych zaroślach bardzo ją interesuje. Karo dwoił się i troił, na marne. Została mu ostatnia deska ratunku. Miał nadzieję, że nie będzie musiał się do tego uciekać. Pomylił się, a Nora miała rację. Gdy tylko zaproponował siostrze dołączenie do niego, Roy'a i Oriona, natychmiast spojrzała na samca z tryumfem w oczach, który szybko starała się ukryć.
- Wiedziałam, że w końcu do tego dojdzie, że nie będziesz mógł wiecznie bronić swoich bezsensownych argumentów.
Karo o mało nie wybuchł. Zrozumiał, że wilczyca celowo udawała obrażoną i nie dawała się przeprosić! Miał ochotę wykrzyczeć, że jest manipulatorką i chyba traktuje tę sytuację jak zabawę. To mogło być niebezpieczne, coraz bardziej bał się, co będzie, jak wprowadzi Moon całkowicie we własne plany, czy będzie umiała się normalnie zachować, nie szukając wszędzie możliwości rywalizacji i wygranej. Powstrzymał się jednak. I tak nie mógł już się wycofać. Nie chciał się też znowu kłócić, bo mogło mu nie starczyć czasu, żeby znowu się pogodzić. On sam mógłby odejść nawet jutro, ale wiedział, że nie zrobił jeszcze najważniejszej rzeczy. Nie powiedział o wszystkim rodzicom ani przywódcom. Ronon i Taht raczej nie mogli zabronić mu odejścia, to była jego własna decyzja. Ich własna decyzja, całej trójki, bo myśl, że Moon do niech dołączy, nadal wydawała mu się nierealna. Mógłby się nawet w tej sprawie założyć. W każdym razie musiał działać szybko, bo czas uciekał, a przecież musi wszystko wytłumaczyć siostrze, chociaż uważa to za stratę czasu.
Zaczął natychmiast, najpierw od zebrania wszystkich czterech członków swojej grupy na półce skalnej. Nie pomyślał o najważniejszym - o uprzednim wprowadzeniu brata i kuzyna w sprawę Moon. Basiory były zaskoczone i niespecjalnie zadowolone. Z upływem czasu zaczęły jednak patrzeć na samicę trochę bardziej przychylnym okiem. Kiedy doszło do opowieści wyników doświadczenia, jakie nad rzeką przeprowadził Karo, wadera miała nawet kilka cennych uwag. Wyglądało na to, że naprawdę się interesuje, zadawała pytania, jeśli coś było dla niej niejasne. Jej brat nadal nie wiedział, jakie są prawdziwe zamiary wadery, ale w końcu zostawił to w spokoju. Prawda i tak wyjdzie na jaw, a on ma ważniejsze rzeczy do ustalenia. Grupa musiała zdecydować kiedy i jak powiedzieć o wszystkim watasze, a także kto ma to zrobić.
_______________
Rozdział miał być w niedzielę, wiem, ale postaram się, żeby następnym razem wyszło lepiej. Następny rozdział powinien być 10 lipca, bo chcę publikować co drugą niedzielę przez wakacje.
Z jednej strony jestem zadowolona z rozdziału i z samej rozmowy Kara i Nory, z jej przebiegu i "poziomu", a z drugiej strony... Rozdział jest tak dialogowy, że nie wiem, czy to go nie psuje. Dlatego ostatnią część napisałam już w formie opisu.
Zrobiłam tutaj też mały eksperyment. W tym rozdziale częściej używałam imion niż określeń typu "biało-siwy samiec" itp. W drukowanych książkach tak jest i dużo łatwiej się wtedy połapać. Powiedzcie, czy to wam pasuje i czy robić tak dalej, czy nie zdaje się wam, że powtarzam te imiona za często? Pierwszy raz tak zrobiłam, więc chciałabym wiedzieć, jak to wygląda od strony czytelników. Myślę, że nie wygląda to źle.
Mająca tyle rzeczy do zrobienia w wakacje...
Akti
Cześć :)
OdpowiedzUsuńIle to można się dowiedzieć od krewnego, jeśli da mu się okazję do wypowiedzenia. Historia o Baronie odrobinę niespodziewana, ale widać, że historia lubi zataczać krąg.
Jestem ciekawa, w jakich okolicznościach młodzi poinformują o swoim odejściu i jaka będzie reakcja najbliższych.
Czekam na nn ^^
Pozdrawiam! :)