- A to co? - krzyknęła przerażona wadera. Podsunęła się bliżej brata i zaczęła oglądać jego kark.
- A, to... - Karo po części odetchnął z ulgą. Zmiana tematu wyszła jakoś naturalnie, nie musiał zbytnio kręcić. Z drugiej strony żałował, że siostra nie nalegała bardziej. Chyba podświadomie chciał z kimś pogadać, mimo że pamiętał o obietnicy, którą tak właściwie sam stworzył. - To nic. Dzięki temu tak naprawdę żyję...
- Ale leci ci krew.
- Błagam cię! To są cztery małe ranki po kłach. Nie pamiętasz opowieści o bitwie z Dark Lightami? Jakie mieli obrażenia? Codziennie patrzysz na - tu zniżył głos - blizny Taht i Kada. Ja na pewno się nie wykrwawię.
Moon zamilkła i odsunęła się na tyle, na ile pozwalało jej wnętrze jamy. Przecież oczywiste było, że tych historii nie da się zapomnieć. Czasem opowiadali je przywódcy, a czasem jej rodzice... Zdarzało się, że nawet Kida, której udało się kiedyś wyciągnąć od uczestników sporo kszczegółów. Zwykle tymi ,,kapusiami'' byli Kad i Nora. Same opisy przerażały, a co mówić widzieć to i czuć wszystko na własnej skórze.
- Przepraszam... Niepotrzebnie na ciebie naskoczyłem... Po prostu nie przyzwyczaiłem się do takiego zachowania w stosunku do mnie...
- Zmieniłeś się. Czy to było wtedy, jak musiałeś zdać się na pomoc wujka?
- Nie. - Odwrócił wzrok i patrzył po prostu na śnieżną ścianę. - Powiedzmy, że miałem owocną w przemyślenia noc.
- I wtedy pogodziłeś się z Roy'em?
- Skąd wiesz? - Tym razem spojrzał wilczycy prosto w jasnoniebieskie oczy.
- Meira widziała, jak schodzicie razem z półki skalnej. Byliście weseli i ewidentnie zadowoleni. Potem jeszcze nasz braciszek sam się do niej odezwał. Wtedy już było pewne, że coś się zmieniło. A gdy dziewczyny rozmawiały przed jaskinią, poruszyły i ten temat... Właściwie to od niego zaczęły. W końcu doszły do wniosku, że nastąpiła jakaś szczera rozmowa między wami i w końcu doszliście do porozumienia.
- Tak. Tak było - przytaknął. Wolał potwierdzić tę wersję, która w sumie była prawdą, niż wymyślać jakąś nową.
- Dlaczego akurat dzisiaj? Co tam się stało?
Tego pytania bał się najbardziej. Moon zauważyła lukę w całej historii, małe ale znaczące niedopowiedzenie. Co skłoniło ich do przebywania w jednym miejscu z własnej woli i jeszcze do zwierzania się?
- Jakoś tak. Przyszedł na górę i od słowa do słowa...
- Przestań. Dobrze wiesz, że nigdy sam by do ciebie nie przyszedł. Zresztą, od słowa do słowa? Kiedy ostatnio z nim tak po prostu rozmawiałeś? Nie licząc dzisiejszej nocy oczywiście. Ukrywasz coś, Karo, nie oszukasz mnie.
Basior otworzył pysk, żeby coś powiedzieć, ale nie wiedział co. Samica miała rację, nie oszuka jej. Nie mógł jej okłamać, ale nie mógł też powiedzieć jej prawdy.
- To skomplikowane...
- Więc mi wytłumacz!
- Chodzi o to, że ja nie mogę ci powiedzieć! Jeszcze nie teraz. Musisz poczekać... Moon, co ty robisz? Moon!
Wadera po prostu wstała i wyszła z jamy bez słowa. Wilk próbował ją powstrzymać, wybiec za nią, ale gdy tylko wystawił głowę na zewnątrz, powitał go mroźny wiatr. Lekko wilgotne futro dało o sobie znać. Natychmiast cofnął się do środka, zły i rozczarowany. Jeszcze kilka minut temu żałował, że siostra nie drąży tematu, a jak do tego doszło, to wszystko zepsuł. Okazał wilczycy brak zaufania, a przecież chciał jej wszystko powiedzieć. Dlaczego wymyślił tę głupią obietnicę?! Przecież i tak wszystko się wyda! Miał ochotę walnąć z całej siły głową w śnieżne ściany schronienia, ale bał się, że wszystko mogło się wtedy zawalić.
Nie pokazała mu się na oczy, dopóki godzinę później nie wyruszyli w drogę powrotną do jaskini. Szła z boku, patrzyła w zupełnie inną stronę. Samiec walczył ze sobą chwilę, ale ostatecznie w kilku skokach pokonał dzielącą ich odległość.
- No hej! Spójrz na mnie! Co jest takiego ciekawego w tych zaspach? - Próbował zażartować, ale nic to nie dało. Głowę trzymała wysoko, dumnie. Nie odpuści mu tak łatwo. - Nie udawaj obrażonej...
- Skucha, Karo - szepnęła mu do ucha przechodząca obok Taht. - To najgorszy tekst, jaki mogłeś rzucić. - Nie powiedziała nic więcej. Po prostu lekko ich wyprzedziła, śmiejąc się cicho z tej rozmowy. Dołączyła do prowadzącego wszystkich Ronona. On szedł swoim tempem, a reszta odrobinę wolniej.
- No dobrze. Miałaś powód, żeby się obrazić. Wiem to, ale nie gniewaj się na mnie. Młoda... - Ostatnie słowo wypowiedział żartobliwie i szturchnął siostrę w bok.
- Tylko nie młoda! - Natychmiast odwróciła łeb w jego stronę. W oczach widać było szalone iskierki, basior już wiedział, że się łamie.
- Mam cię! - szepnął siostrze do ucha i uśmiechnął się. Ta wydała z siebie dźwięk w stylu ,,pff'' i ponownie uraczyła swoją uwagą okoliczny krajobraz. - Hej, no halo? Przepraszam, słyszysz? - zatrzymał się, siostra zaraz po nim.
- Wiesz co, ten śnieg tak chrzęści... Mógłbyś powtórzyć?
- O nie, nie wkręcisz mnie w to. Wystarczy, że powiedziałem raz, a ty wszystko doskonale słyszałaś.
- Jak chcesz. - Nawet nie spojrzała na brata, po prostu z powrotem ruszyła w kierunku jaskini.
- Przepraszam - wycedził przez zaciśnięte zęby.
- Wybacz, mówiłeś coś? - Tym razem także się zatrzymała.
- Nie denerwuj mnie... - Czekał na ruch Moon, ale ta po prostu zrobiła kolejny krok do przodu. - Przepraszam! - krzyknął. - Teraz usłyszałaś? - powiedział z nutą rozdrażnienia.
- Zdaje mi się, że tak. - Zawróciła w stronę Kara. - A tobie podobała się lekcja?
- Jaka znowu lekcja?!
- Ty też nie raz zbywałeś innych, albo zmuszałeś do upokorzenia się przed tobą. Co prawda było to dawno... Ale wreszcie znalazłam okazję, żeby cię czegoś nauczyć!
- No to masz małe opóźnienie.
- Ale się liczy! - Wystawiła język.
W końcu rodzeństwo roześmiało się, rozładowując napięcie. Mimo to resztę drogi przeszli w milczeniu. Moon zastanawiała się nad tym, czego podobno nie mógł powiedzieć jej brat, a Karo nad tym, co o nim powiedziała siostra, jaki był jeszcze nie tak dawno. Uważał się za najlepszego, najsilniejszego, najskuteczniejszego w polowaniach. Teraz dopiero wiedział, że się mylił.
Przed jaskinią siedział Shadow. Czekał na powrót kuzyna, nie mógł przepuścić okazji, żeby przywitać go na swój, jedyny w swoim rodzaju, sposób.
- Cześć, Karo. A już myślałem, że się utopiłeś. - Strzelił szeroki, sztuczny uśmiech.
- Niestety muszę cię rozczarować. Ale skoro nie chcesz mnie już więcej oglądać to śmiało, rzeka chętnie cię przyjmie.
Czarny basior wstał z miejsca i podszedł do rozmówcy. Stanął obok niego i już miał coś powiedzieć, ale napotkał ostrzegawczy wzrok ojca. Zacisnął więc tylko mocniej zęby i odszedł jeszcze kawałek, po czym z powrotem usiadł, tyłem do legowiska. Ronon pokręcił zrezygnowany głową i jako pierwszy wszedł do jaskini, za nim Taht, a na końcu rodzeństwo. Natychmiast przypadli do nich Marley i Ramira. Przywódca i dwulatki musieli opowiadać całą historię po kilka razy, bo co chwilę ktoś wracał do groty. Z rana młodzież zawsze się gdzieś rozchodziła i pojawiała się po paru godzinach.
Wreszcie wszyscy zaspokoili swoją ciekawość i Karo przestał być tematem numer jeden w watasze. Tylko Ramira krążyła jeszcze przy synu, co raz pytając, czy dobrze się czuje. Odpowiedź ,,tak, mamo'' była powtarzana do znudzenia. W końcu basiorowi udało wyrwać się spod opiekuńczych skrzydeł matki. Szukał Oriona i Roy'a. W końcu dostrzegł ich w jednym końcu jaskini. Podszedł do brata i kuzyna, po czym szepnął:
- Na górę. Już!
- Przecież... Dopiero wczoraj wszystko obgadaliśmy. Co ty znowu chcesz? - zapytał biało-czarny wilk.
- Nie zauważyliście, że w naszym planie pojawiła się pewna przeszkoda? - Ponaglał wspólników wzrokiem, aby przytaknęli, okazali jakąkolwiek reakcje. Ci jednak wgapiali się w niego, oczekując na wyjaśnienia. Karo uniósł łeb do góry w geście bezradności, jakby szukał odpowiedzi, jak można być tak niedomyślnym, łagodnie mówiąc. - Idziemy na górę! - wycedził.
- Ale po co konkretnie?
- No trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam! Bo tak i już!
Nie miał ochoty na dalsze utarczki słowne i bezcelowe nerwy. Złapał po prostu kuzyna za skórę na boku szyi i zaczął ciągnąć w kierunku wyjścia. Wiedział, że jego brat pójdzie za nimi.
- Au, au, au, au... - jęczał Orion. Początkowo robił to cicho, ale gdy został zawleczony pod ścieżkę prowadzącą na półkę skalną, przestał już się powstrzymywać. Biało-siwy basior w końcu go puścił.
- Cicho bądź! Jeszcze kogoś tu ściągniesz.
- Przecież nikogo nie ma. - Roy rozejrzał się wokół.
- Ale Moon może się gdzieś tu czaić. Chyba coś podejrzewa... Może nie wie dokładnie, o co chodzi, ale na pewno spróbuje się dowiedzieć. No już! Dajecie! Hop, hop! - ponaglił towarzyszy. Sam wszedł jako ostatni, rozglądając się za błyszczącymi w ciemności oczami, które mogły zdradzić siostrę. Nastał już bowiem późny wieczór, nie mógł wcześniej uwolnić się od pytających o wszystkie szczegóły z dzisiejszego dnia członków stada. Nic nie zauważył, więc zaczął spokojnie wspinać się pod górę. Gdy dotarł do celu, dwa pozostałe basiory już czekały na niego. Roy może i siedział skulony jak zwykle, ale w jego wyroku już widać było zmianę. Patrzył na świat z większą ciekawością i, o dziwo, odwagą.
- Już? Możesz wreszcie powiedzieć nam, po co ta kolejna tajna narada?
- Orion - zaczął Karo. Miał łagodny, wręcz pobłażliwy ton, jakby mówił do dziecka. - Wiesz może, co dzisiaj się stało? Ze mną - doprecyzował po chwili.
- Wpadłeś do rzeki.
- A dlaczego?
- Bo zrobiło się cieplej i lód zaczął się rozpuszczać.
- A jakie to niesie konsekwencje?
- Roślinożercy będą mogli wreszcie wejść do doliny?
- Nie! - Nie wytrzymał i podniósł głos. - Znaczy... Tak, ale to nie jest bezpośrednio związane z nami! Rzeka popłynie normalnym nurtem, będą pokrywać ją pojedyncze kry! - krzyknął. Dopiero po chwili zorientował się, że wataha przebywająca w jaskini pod nimi jeszcze nie śpi. Ponownie ściszył głos. - Nie wyjdziemy stąd.
Na chwilę zastała cisza. Biało-siwemu samcowi zdawało się, że coś słyszy. Nic jednak nie zauważył, a nawet jeśli, to zrzucił wszystko na ptaki.
- A skąd wiesz, że my w ogóle chcieliśmy wyjść? - zauważył biało-czarny wilk. Mówił w imieniu swoim i nieśmiałego kuzyna. - Mieliśmy tydzień na podjęcie decyzji, a ty ściągnąłeś nas tu już następnej nocy.
- Nie wiem jak ty - zaczął cicho Roy - ale ja z nim pójdę. W tym roku, czy następnej zimy, ale pójdę. - Podniósł łeb i z pewnością siebie spojrzał po rozmówcach.
- Wreszcie się pogodziliście? - zapytał Orion, chociaż znał już odpowiedź. - Więc ja też nie mam wyjścia. To co? Kiedy wyruszamy w podróż życia? - Uśmiechnął się. Nie mógł zostać teraz w watasze. Do tej pory myślał, że to na nim ciąży zadanie podjęcia decyzji, a brązowy wilk po prostu zrobi to samo. Wszystko odwróciło się diametralnie. Dogadywał się jednak tylko z kuzynem, gdyby on odszedł, nie miałby nawet z kim porozmawiać. Wszyscy połączyli się w grupy, swego rodzaju paczki do żartowania i spędzania wolnego czasu. On najprawdopodobniej zostałby sam.
- To co robimy? - zapytał Roy.
- Mamy dwa scenariusze - zaczął Karo. - Pierwszy jest taki, że cały czas będzie równie ciepło, może nawet cieplej. Wiosna nadejdzie wielkimi krokami i w ciągu kilku tygodni wszystko się zazieleni. Szczerze jednak wątpię w tę wersję. Jest za wcześnie na wiosnę, ale dni odwilży mogą przeplatać się z dniami mrozu. Wtedy rzeka już nie zamarznie, a my nie będziemy mieć żadnego wyboru. Zupełnie inaczej wyglądałaby ta sytuacja, gdyby powróciła ujemna temperatura i utrzymałaby się przez co najmniej dwa tygodnie. Wtedy myślę, że możnaby było zaufać tafli lodu, ale w międzyczasie nie mógłby się pojawić ani jeden cieplejszy dzień, inaczej przejście byłoby ryzykowne. Moja propozycja jest taka, że na razie czekamy. Po tygodniu będzie już mniej więcej wiadomo, czego można się spodziewać, jakiej wersji wydarzeń.
- I dopiero wtedy podejmiemy decyzję? - upewniał się basior z czarnym pasem na grzbiecie. Z jednej strony było to siedem dni spokoju i beztroskiego życia. Z drugiej strony było to siedem dni niepewności, jaką drogę przez życie wybiorą, a raczej która się przed nimi otworzy.
- A co będzie, jeśli rzeka nadal będzie topnieć? - zauważył czarno-biały samiec.
- Jeszcze nie jedna zima przed nami. Za rok nie przegapię najlepszego momentu do odejścia. - Karo spojrzał na górskie szczyty, które przesłaniały mu w tym momencie jego przyszłość. Wiele by dał, żeby stanąć na ich grzbiecie i zobaczyć, co się za nimi znajduje.
Po tych słowach właściwie nikt już się nie odezwał. Każdy znalazł sobie swoje miejsce na półce skalnej. Usiedli osobno i każdy pogrążył się w swoich myślach. Były różne, ale wszystkie podążały w jednym kierunku. Co powiedzą reszcie, jeśli jednak wszystko pójdzie zgodnie z najlepszym dla nich planem? Była jeszcze kwestia tego, że dalszy ciąg zimy, którego oczekiwali, byłby wyrokiem dla watahy. Na co więc mają liczyć? Na który scenariusz? Ten dobry dla siebie czy dla wszystkich?
Moon nie mogła uwierzyć w to, co słyszy. Jej bracia i Orion chcieli odejść? Uciec wtedy, kiedy jest najgorzej? Z drugiej strony byłyby to trzy wilki, a do tego basiory, mniej do wykarmienia. Nikt jednak nie wspomniał o powodach tej decyzji, więc wadera mogła się tylko domyślać.
W pierwszej chwili, gdy usłyszała czarno na białym, że samce porzucają stado, nie mogła uwierzyć. Miała ochotę wybiec z ukrycia i na nich nawrzeszczeć. Schowała się na ścieżce, tak że nad poziom półki skalnej wystawały tylko uszy i oczy. Dziwne, że Karo tego nie zauważył, przecież miała białą sierść, powinna się odznaczać w ciemności. Wilk jednak nawet zwracał na to uwagi. Nie podejrzewał, że powstały w pewnym momencie szelest mogła stworzyć jego siostra. Poruszyła się ona w pewnym momencie nerwowo, stracając kilka kamyczków ze ścieżki. Basior zrzucił to na ptaki, bo taka wersja była najwygodniejsza.
Wilczyca nie mogła dłużej pozostać w kryjówce. Gdyby samce zdecydowały o powrocie na dół, zostałaby zauważona. Po cichu zaczęła więc wracać do jaskini. Zastanawiała się, co ma zrobić. Powiedzieć o wszystkim przywódcom i rodzicom czy zaczekać? W sumie Karo mówił, że zdecydują o wszystkim za tydzień. Miała więc jeszcze czas, nie musiała się śpieszyć. Postanowiła, że najpierw spróbuje dowiedzieć się czegoś sama, dopiero jeśli nie da rady, to powie o wszystkim Taht i Rononowi.
Gdy stanęła przed wejściem do jaskini, spojrzała do góry. Z nieba zaczęły spadać pierwsze tej nocy płatki śniegu.
_______________
Rozdział wstawiam od tygodnia... Dobra. Mniejsza.
Moon wybiła się nieco na pierwszy plan ;) Ma ciekawe informacje... Jak je wykorzysta? ;D
Następny rozdział... We wtorek, bo w poniedziałek będę miała sporo lekcji do odrobienia na wtorek. A po tym, jak już będę na bieżąco to opublikuję moje trzy zaległe TAGi od Cleo ;)
Obecnie oglądająca Mam talent xD
Akti
Kolejny kawałeczek do przodu. Nie jestem pewna, czy postawa Moon na chwilę obecną jest godna pochwalenia czy potępienia. Może kolejny rozdział mnie o tym przekona.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Laurie
Hmm... Zależy co się uważa za poprawne zachowanie. Powiedzieć rodzicom czy kryć brata? Bo każda decyzja ma swoje plusy i minusy...
UsuńCześć :)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za małą zwłokę, ale przez większość weekendu nie było mnie w domu, poza tym padł internet.
Ale przybywam.
Dobre opisy, choć przyznam, że jakoś rozdział mnie nie porwał. Owszem, Moon się wybiła, ale tak właściwie przez dobrą obserwację i łączenie wątków zaczęła coś podejrzewać, co mnie osobiście nie zaskoczyło.
Ma teraz dwie drogi: albo powie i będzie kapusiem w watasze, albo zachowa te informacje dla siebie. Może nie udźwignąć ciężaru tej wiedzy. Jestem ciekawa, jak to zostanie ukazane.
Czekam na nn ^^
Pozdrawiam :)
Nic się nie stało ;) nowy rozdział i tak dopiero jutro więc nie masz zaległości a nawet jeśli by były to rozdziały do Drimer szybko się nadrabia.
UsuńJa też nie jestem z tego rozdziału zadowolona... Pisałam go bez większego pomysłu więc pewnie dlatego tak wygląda.
Zachowanie Moon (w sensie że odkryła całą tajemnicę) jest oczywiste ale przy okazji mogłam bardziej ją określić jeśli chodzi o charaktet.
Sama muszę się jeszcze zastanowić jak to pokażę ;)