Taht była przygnębiona. Wątpiła w to, że dobrze wybrała. Kad, Nora, Marley i Ramira wygrzewali się w ostatnich promieniach słońca. Ronon też miał taki zamiar. Zobaczył jednak, że wilczyca jest smutna i podszedł do niej.
– Co ci jest? – zapytał partnerki, kładąc się koło niej.
– Nie wiem, czy dobrze zrobiłam. Straciłam rodzinę kilka godzin po tym, jak ją odzyskałam.
– Przecież ja też! Myślisz, że mi jest łatwo? Nie! To była najtrudniejsza decyzja w moim życiu!
Zapadła chwilowa cisza. Po chwili Ronon uspokoił się i mówił dalej.
– Decyzje jednak podjąłem szybko. Kocham cię, Taht, i nigdy nie przestanę. Nie mógłbym… nie potrafiłbym żyć bez ciebie.
– Czuję to samo. Słowa twojej matki pomogły mi się zdecydować.
– Musiałaś się jeszcze zastanawiać?! Gdybyś mnie naprawdę kochała, decyzja byłaby oczywista. – Samiec zdenerwował się i ruszył w kierunku wyjścia ze schronienia.
– Zaczekaj! Nie chciałam żeby to tak zabrzmiało. Ronon, stój! – Taht podbiegła i wtuliła się w jego sierść. – Nie zniosłabym gdybyś mnie zostawił. Po prostu na początku nie zrozumiałam, że, zostając z rodziną, musiałabym zrezygnować z nas… Proszę, zrozum to.
– Rozumiem. Przepraszam cię, za moje zachowanie. Nie próbowałem spojrzeć na to…
– Nie przepraszaj. Dziękuję ci za tych kilka szczerych słów. Może wracajmy już do reszty, zanim uda im się coś zmalować.
– Znając Marleya, lepiej się pospieszmy.
Para zaczęła się śmiać, po czym ruszyła w stronę nowej rodziny.
***
Minęły trzy tygodnie, od powstania nowej watahy. Wszyscy już się ze sobą zżyli i tworzyli naprawdę zgraną grupę. Zadomowili się na wybiegu, a Taht pogodziła się z nową sytuacją. Nikt jeszcze wtedy nie znał planów Tommy'ego.
Pewnego dnia na ich chwilowe terytorium wszedł Jerry, z pistoletem w dłoni. Wilki znały już tę broń, ale nie wiedziały, co ma ona oznaczać. Może wracają na wolność, a może przenoszą ich do innego rezerwatu? Zwierzęta jednak nie uciekały. Wiedziały, że to nic nie da. Gdy każdy dostał zastrzyk, mężczyzna odezwał się.
– Kiedy się obudzicie, będziecie w domu.
,,W domu? – zaczęła myśleć Taht.– Czy to możliwe, że oni z powrotem wypuszczą nas w dolinie?” Nie rozwinęła tej myśli, bo głęboko zasnęła.
Kilka godziny później Ronon ocknął się jako pierwszy. Znajdował się w jakiejś skrzyni. Czuł, że gdzieś blisko niego jest reszta stada. Nie mógł znieść bezczynności. Zaczął uderzać w drzwiczki, drapać ściany i gryźć kraty nad głową.
Dwadzieścia minut później reszta wilków również się obudziła. Wtedy wszystkie klatki zostały otworzone. Para alfa wybiegła pierwsza. Stanęli obok siebie dziesięć metrów dalej. W ich stronę wiał cudowny wiatr, który niósł ze sobą tak dobrze znane im zapachy.
– Czui, gdzie jesteśmy?
Samiec jakby nie słyszał.
– Czubaka!
– Tak? – odpowiedział basior. Wyglądał, jakby to pytanie wyrwało go z głębokiego transu.
– Ronon, co to za miejsce? Gdzie jesteśmy?
– Jesteśmy w domu, Marley. Jesteśmy w domu.
Za parą alfa wybiegli Kad i Nora. Od razu rozpoznali rodzinne strony. Przedstawiciele rodziny Ronona czuli się nieco obco. Nigdy jeszcze nie byli w dolinie Cremo. Wiedzieli jednak, że teraz jest to ich nowy dom, więc ruszyli w stronę reszty stada.
– Gdzie macie schronienie? – spytała Ramira. Chciała właśnie od niego zacząć poznawać nowe terytorium.
– To jaskinia położona jakiś kilometr stąd, u podnóża wysokiego wzniesienia – odpowiedziała Taht z wyraźnym niedowierzaniem, że jest u siebie.
– Więc chodźmy tam – ponaglił grupę Marley.
– Zgoda, bracie. No to w drogę.
Wataha ruszyła natychmiast. Przywódcy ciągle przyspieszali. Byli bardzo szczęśliwi. W końcu ich nastrój udzielił się reszcie. Bieg zamienił się w zabawę. Wilki zaczęły się przewracać i siłować. Po chwili znów ruszyły. Powrót do domu przerodził się w coś na kształt wyścigu.
Kiedy w końcu dotarli na miejsce, wszyscy powalili się na ziemię ze zmęczenia. Najpierw zaczęli dyszeć, a potem wybuchli głośnym śmiechem.
Jedynie Taht nie weszła do środka. Stała w miejscu gdzie pochowała Siroko. Gdy Ronon to zobaczył, natychmiast podszedł do niej.
– Wiem, co czujesz. Mi też go brakuje. Pomyśl o tym jednak w inny sposób. Mimo tego, że go tu nie ma, być może ciągle nam towarzyszy. Nie smuć się. – Samiec wytarł nosem łzę partnertki. – To nic nie da. Płacz w niczym mu nie pomoże. Lepiej chodź do środka.
Samica posłuchała się partnera i weszła z nim do jaskini.
– Marley, a co miało znaczyć to ,,Czui’’ ?
– To skrót od ,,Czubaka’’. Wymyśliłem to wczoraj w nocy.
– Nic się nie zmieniłeś.
Po tych słowach Ronon skoczył na brata i razem zaczęli się siłować.
Przez pierwszy dzień stado zapoznawało Marleya i Ramirę z najbliższą okolicą. Kad i Nora za to przypominali sobie dawne terytorium, bowiem obszar watahy Drimer to dawny terenem mega watahy.
Następnego dnia trzeba było załatwić kilka spraw.
– Musimy coś zjeść – rozpoczął brat przywódczyni. – W ostatnich dniach dawali nam mało pożywienia. Pewnie po to, żeby zachęcić nas do polowania.
– Też tak myślę. Jest jednak ważniejsza sprawa. Od ponad miesiąca nie znakowaliście terytorium. Jesteśmy narażeni na ataki.
– Zgadza się, Noro, ale polowanie też nie może zbyt długo czekać. – Po raz pierwszy Taht musiała decydować nie tylko za siebie.
– Jest jedno wyjście – odpowiedział Ronon, widząc, że samica boi się decydować za wszystkich. – Ja i Taht oznaczymy granicę, a wy pójdziecie na polowanie. Gdy coś złapiecie, zawyjcie. Przyjdziemy do was, a potem razem dokończymy znakowanie.
Wilki zgodziły się. Czwórka ruszyła nad rzekę, za to przywódcy pobiegli w stronę granicy.
Po czterech godzinach marszu, samiec przystanął. Czuł, że ktoś ich obserwuje. Nagle niedaleko nich pękła gałązka. Z pobliskich krzaków wyskoczył wielki, czarny basior. Przez pół jego pyska biegły ślady po wilczych pazurach, a na lewej łopatce miał dużą bliznę po ugryzieniu.
Para uchyliła się od ataku. Ronon błyskawicznie się odwrócił. Podbiegł do czarnego samca i powalił go na ziemię. Intruz, lekko charcząc z powodu braku powietrza, odezwał się:
– Więc znów się spotykamy.
_______________
Więc jest zalążek akcji ;-) I wracamy do Cremo ;-)
Odrobiłam już dodawanie zaległych rozdziałów. Następny będzie jutro...? Nie no, na bank będzie jutro ;-)
Licząca dni do wakacji (dosłownie...)
Akti
Wymiana zdań na początku niczym zalążek kłótni ludzkiej pary :3
OdpowiedzUsuńCoś z przecinkami bie gra. Brakuje ich, a czasami pojawiają się niepotrzebne.
Dobre opisy :) A końcówka intryguje.
Czekam na nn ^^
Przecinki... Jeszcze je przejrzę najwyżej ;-)
UsuńOpisy? Serio? XD dzięki...
A końcówka taka miała być ;-) specjalnie układałam rozdziały żeby to wypadło ;-)