- Ale jak to pójdziecie ze mną? - Głos Roy'a stał się nad wyraz piskliwy.
- Skoro tak się martwicie o moją samotność, wyruszymy razem.
- Mielibyśmy stąd odejść? Tylko we trójkę? - Strachliwy wilk zaczął chodzić nerwowo w kółko. - Karo, nie pamiętasz historii cioci Taht i wujka? Jak było im ciężko na początku? Tylko z Sirokiem, a później... Zresztą my nawet nie damy rady stąd wyjść! Tam - wskazał nosem kierunek, w którym terytorium Dark Ligtów wkraczało do doliny - jest cała wataha, która tylko czeka, żebyś przekroczył ich granicę, po czym bezkarnie rozerwie cię na strzępy. Po co ci w tej wyprawie łajza i tchórz... - Początkowo niepewny, zaczął podnosić głos, ale gdy doszedł do określeń swoich i Oriona, schylił głowę i wypowiedział je szeptem. Nie chciał patrzeć bratu w oczy, bo to on nadał im te przymiotniki... On i Shadow. - A może właśnie dlatego jesteśmy ci potrzebni? W końcu, żeby komuś uciec, wystarczy być szybszym od towarzyszy...
- Hej! Jak możesz tak mówić?! - Karo podszedł do brata i nosem podniósł jego pysk. Spojrzał mu w oczy i zobaczył w nich żal. Przypomniał sobie ich wszystkie zabawy z dzieciństwa i to, jak zachowywał się w stosunku do niego. Nic dziwnego, że Roy bardziej martwi się o Oriona... On przynajmniej nie wyzywa go od gamoni, nie mówi, że jest zerem. To Orion zachowuje się jak prawdziwy brat, mimo że nim nie jest...
Wilk odsunął się od brązowego samca. Musieli szczerze porozmawiać i wszystko sobie wyjaśnić, ale nie teraz. Poruszy ten temat, kiedy będą sami.
- Są przecież inne wyjścia z doliny - wyjaśnił biało-siwy basior.
- Tak? A gdzie? - zainteresował się Orion.
- W górach. Wszędzie są przełęcze. Jedne większe, inne mniejsze. Ale teraz są zasypane. Zimą najłatwiej stąd wyjść po Silvie. Lód jest mocny, sprawdzaliśmy. Moglibyśmy po nim przejść. Brzeg tam nie istnieje, od razu zaczyna się strome zbocze, więc jeżeli chcemy skorzystać z tej drogi, musimy się szybko zdecydować. Mamy maksymalnie dwa tygodnie. Może nawet tydzień, żeby być pewnym grubości lodu.
- Przecież sam mówiłeś, że są jeszcze przełęcze. Skoro za dwa tygodnie lód może zacząć się topić, to śnieg również - zauważył Roy. Karo dopiero wtedy skojarzył, że bał się on wejść na rzekę jakiś czas temu.
- Tak, są jeszcze przełęcze, ale jest to jedyna droga, którą mogą się tu dostać roślinożercy. Jeśli zostawimy tam swój zapach, możemy ich odstraszyć. Odejdą i nie mamy pewności, że skorzystają z innego przejścia. Nie możemy tak narażać watahy. Wtedy konieczne byłyby kolejne wyprawy na terytorium Dark Ligtów.
Nikt się nie odezwał. Byli świadomi swojej teraźniejszej sytuacji i zagrożenia, jakie niosło za sobą każde przekroczenie granicy.
Karo widział, że jego towarzysze biją się z myślami. Dla niego ta decyzja również nie była łatwa, ale już się zdecydował. Opuści Cremo i watahę. Zostawi rodzinę, aby założyć własną. Mimo wszystko chciał, żeby te dwa wilki, które siedzą przed nim, mu towarzyszyły. Początkowo może był to przypadek. W końcu na górę równie dobrze mogli wejść Shadow i Meira, albo Kida i Diego, a zjawił się jego brat i Orion... Dwa samce, które od małego gnębił, a teraz chce z nimi założyć własne stado... Zrozumiał swój olbrzymi błąd w stosunku do Roy'a. Wiedział już, że musi go za wszystko przeprosić. Gdyby na półkę skalną wszedł ktoś inny, pewnie nie miałby takich myśli. To nie mógł być przypadek. Coś musiało tym kierować.
- Nie musicie decydować już teraz. Spotkajmy się tu znowu... za pięć dni. Ale wtedy będziecie już musieli podjąć decyzję. Idziecie, albo nie. Może też zostać tylko jeden z was... Nie będę więcej ingerował w tę decyzję. Musi być ona w stu procentach wasza. Mam tylko jedną prośbę. Dopóki nie zdecydujecie i dopóki nie spotkamy się tu ponownie, nie mówcie nikomu o tej rozmowie. Nikomu.
Karo podszedł do krawędzi skały, usiadł i i zaczął wpatrywać się w dolinę. Księżyc już skrył się za górskimi szczytami. Niebo pojaśniało. Do świtu pozostało już stosunkowo niewiele czasu. Aż dziwne, że ta noc minęła tak szybko, przynajmniej dla trzech basiorów. Mimo że nikt nie powiedział tego na głos, rozmowa już się zakończyła. Orion wstał i skierował się w stronę ścieżki. Tym razem uważnie ominął pechowy korzeń i ruszył w drogę na dół. Obejrzał się jeszcze na Roya, a ten natychmiast wstał i, tak samo jak poprzednik, ominął nieszczęsny odcinek.
Karo nie odwrócił się ani na chwilę, ale po wydawanych przez towarzyszy dźwiękach wiedział, co dzieje się za nim. Gdy zorientował się, że jego brat zaczyna się oddalać, zrozumiał, że traci jedyną szansę na tę szczerą rozmowę, o której dopiero co myślał i której jednocześnie tak się obawiał. Ale przecież nie mógł stchórzyć i to jeszcze przed samym sobą.
- Roy! - zawołał w ostatniej chwili, gdy grzbiet wilka znikał już poniżej poziomu półki skalnej. Na dźwięk swojego imienia basior podniósł głowę, tak że mogli spojrzeć sobie w oczy. - Mógłbyś jeszcze zostać? Zdaje mi się, że mamy kilka rzeczy do obgadania, sam na sam. - Ostatnią część zdania powiedział o ton głośniej, aby mieć pewność, że Orion, który był już pewnie w połowie drogi, dobrze go usłyszy.
Brązowy samiec zawrócił, konsekwentnie omijając korzeń. Usiadł koło brata, który nadal przebywał nad krawędzią, ale nieco dalej niż on.
- Wysoko, prawda? - zapytał biało-siwy wilk. Nie doczekał się odpowiedzi, więc odwrócił się w stronę Roy'a, spojrzał mu głęboko w oczy i przeszedł do sedna. - Jak to możliwe, że bez wahania rzuciłeś się w stronę Oriona, gdy leżał nad tą przepaścią, a teraz boisz się postawić jednego kroku przybliżającego cię do niej.
- Chciałeś go zrzucić - odpowiedział cicho.
- Przestań! Dobrze wiesz, że bym tego nie zrobił... Nie wiesz? - Karo spojrzał głęboko w oczy brata, a ten odwrócił wzrok. - Hej! - Szturchnął rozmówcę, żeby z powrotem podniósł głowę, po czym usiadł naprzeciwko niego. Odległość do przepaści akurat mu na to pozwalała, za krawędzią wisiał co prawda jego ogon, ale nie przejmował się tym. - Naprawdę myślisz, że byłbym do tego zdolny?
- Nie dałeś mi się poznać od tej dobrej strony... - Wypowiedziane słowa może i były ciche, ale nie ukrywało to ich zabarwienia, przepełniał je żal. - Od małego mnie odsuwałeś, nie chciałeś się ze mną bawić. Twierdziłeś, że to i tak nie ma sensu, bo zawsze ze mną wygrasz. Nawet teraz, gdy jesteśmy dorośli, nie liczysz się ze mną. Może nie mówisz tego na głos, ale ja to wiem. Inni pewnie też. Wiesz, to przykre, bo jesteś moim jedynym bratem i wzorem. Wiem, że nigdy nie będę choć w połowie taki jak ty, ale po tamtym inicjalnym polowaniu obiecałem sobie, że będę próbował, na tyle, na ile mi się uda. Chcę, żebyś mnie w końcu zauważył! Gdy mieliśmy około roku, podglądałem, jak polujesz na zające. Z krzaków, bo inaczej byś mnie wygonił z krzykiem, że ci je wszystkie wypłoszę. A ja tak bardzo chciałem się uczyć! W końcu złapałem tego głupiego zająca i przyniosłem go do ciebie. I co?! Zabrałeś mi go z hasłem, że większy i silniejszy wygrywa! Oczekiwałem jedynie kilku słów pochwały, zachęty do dalszego polowania, może kilku rad, ale nigdy takiej sceny! Teraz już wiesz, dlaczego rzuciłem się do Oriona? Bo on akceptuje mnie takim, jakim jestem. Dla niego nie muszę się zmieniać, chociaż mam co. To Orion zachowuje się jak prawdziwy brat... Nie ty.
Mimo że Karo był przygotowany na takie słowa, nie straciły one na swojej sile. Co innego myśleć o czymś, a usłyszeć to na własne uszy. Z wielu spraw nie zdawał sobie sprawy, a sytuację z zającem zdążył już zapomnieć... Naprawdę zabolało go to, ale nie ze względu na oskarżenia Roy'a. Pierwszy raz usłyszał, że ktoś go podziwia, ktoś, nad kim zawsze się pastwił... Zawsze myślał, że jest najlepszy we wszystkim, wzwyższał się, ale nie zauważał, że robi to kosztem innych. Nikt nie powinien go podziwiać, a tym bardziej Roy.
Brązowy wilk nawet nie zauważył kiedy pociekły mu łzy. Początkowo próbował je ocierać, ale ciągle pojawiały się nowe. Słone krople spadały na ziemię, roztapiając śnieg. Mroźne powietrze, jakby szydząc ze słabości samca, pokryło szronem mokrą sierść pod oczami. Ten znowu sięgnął łapą do pyska, aby strząsnąć drobinki lodu, które tylko uwydatniały jego zachowanie. Nie chciał, żeby Karo to zobaczył. Już i tak wstydził się za swoje zachowanie, ale dusił te słowa w sobie od tak dawna, że wypłyneły same, jak tylko nadarzyła się okazja. Te łzy to był jego gwóźdź do trumny. Miał szczęście, że brat nie patrzył na niego. Gdy usłyszał wszystko, odwrócił się w stronę doliny i nie spojrzał na towarzysza ani razu. Roy w duchu dziękował mu za to. Miał nadzieję, że zdąży się opanować, zanim tamten się obejrzy. Karo, jakby czytając mu w myślach, odezwał się:
- To, że nie widzę, jak płaczesz, nie znaczy, że nie słyszę twojego pociągania nosem. Jeszcze wczoraj w takiej sytuacji pewnie bym na ciebie nakrzyczał. Jak jedna noc i jedna rozmowa może zmienić... - Uśmiechnął się krzywo i kontynuował. - Masz rację. Nie dałem ci się poznać od dobrej strony. Chociaż tak się zastanawiam, czy ja w ogóle taką mam. W moim dotychczasowym zachowaniu w stosunku do ciebie była pewna pokręcona idea... Chciałem cię wzmocnić, przygotować na przeciwności losu, nauczyć walczyć o swoje. Byłem głupi. Prawie cię straciłem i teraz to widzę. Szkoda, że zajęło mi to dwa lata. - Zamilkł. Nie chciał mówić pustych słów bez pokrycia, bo do niektórych wyznań nie był jeszcze gotowy. Stary Karo teraz pewnie by odszedł, akcentując swoją przewagę i kontrolę nad całą rozmową, ale stary Karo już nie wróci, ten nowy dobrze o to zadba. - No chodź tu i przestań płakać! - Biało-siwy samiec, po krótkiej walce ze starymi zasadami, błyskawicznie odwrócił się do drugiego basiora i przytulił go. Roy przez chwilę stał zaskoczony, ale po chwili również położył łeb na grzbiecie brata. Trwali tak przez kilka minut, po czym odsunęli się od siebie. - Ale jeśli powiesz o tym komukolwiek, a zwłaszcza Shadowowi, już nie żyjesz!
Wilki zaśmiały się, wspólnie, bez zwracania uwagi na to, czy inni ich słyszą. Było to szczere i prawdziwe.
Samce spędzili ze sobą jeszcze ponad godzinę. Nadrabiali całe dzieciństwo. Bawili się w berka i w zapasy, wspominali. Karo zobowiązał się nauczyć Roya tropienia i polowania, tym razem bez krzyków i wyzywania od łajz i tchórzy.
Słońce, leniwie zabierające miejsce na swoim wysłużonym już przez niezliczone lata panowania tronie, zastało basiory leżące koło siebie i spoglądające na dolinę. Tak właściwie to wodziły one wzrokiem po Silvie, która miała być ich drogą prowadzącą poza dolinę. Roy już podjął decyzję. Po wydarzeniach dzisiejszej nocy nie mogła ona brzmieć inaczej. Nie widział sensu, aby ukrywać ją przez następne pięć dni.
- Pójdę z tobą. Nie mogę stracić brata teraz, kiedy właśnie go odzyskałem.
_______________
Ok... A więc jest następny rozdział... Znowu dużo później niż powinien, ale zostało już tylko cztery w zapasie (nie licząc tego), a później będziecie musieli czekać, aż napiszę nowy, co będzie trwało o wiele dłużej niż dwa dni... Więc musicie się do tego trochę przyzwyczaić.
Zaskoczeni decyzją Roy'a? A historią z przeszłości? Czy właśnie tego się spodziewaliście?
Wbijająca się w rytm szkoły
Akti
To nie będzie dla basiorów łatwa decyzja. Właściwie muszą zastanowić się porządnie nad tym, jakiej chcą przyszłości.
OdpowiedzUsuń"Coś musiało tym kierować." - los? przeznaczenie? durny koń? *wybacz, tak mi się jakoś z Zaplątanymi skojarzyło :3*
Matko, bardzo mi się podoba rozmowa braci! Są wyrzuty, emocje, które do tej pory były skrywane, wychodzą na jaw, przez co Roy się oczyszcza. Była potrzebna. A decyzja była do przewidzenia.
Bardzo dobry rozdział :)
Czekam na nn ^^
Pozdrawiam! :)
Matko matko matkooo... Padłam glebłam... Nazywaj to jak chcesz xD Maximus był świetny xD i Flyn rzeczywiście rzucił tekst ''durny koń'' xD ja też uwielbiam tę bajkę i oglądałam ją kilka razy (czego jeszcze na stronie nie zdradziłam xD).
UsuńNie wiem czemu ale lubię pisać rozmowy tego typu... Pełne wyrzutów i emocji... Myślę że te elementy dramatyczne wychodzą mi lepiej niż humorystyczne... Może i motyw grzybków ma potencjał i rozluźnił w pewnym momencie atmosferę ale dość szybko wróciłam do treści takich jak tu xD dziwne bo na codzień nie jestem taka ''dramatyczna''. Wręcz przeciwnie... Ale może to dlatego lubię pisać takie fragmenty?