wtorek, 1 września 2015

Drimer - własna droga. Rozdział XIV

     Karo nie mógł zasnąć, tak jak Ronon, ale z zupełnie innego powodu. Odkąd podczas drogi powrotnej z polowania zdał sobie sprawę, przed jakim wyborem stoi, sprawa ta ciągle kołatała mu się w głowie. Był już dorosły... Musiał podjąć decyzję...
     Dwulatek kręcił się niespokojnie na swoim miejscu. Wreszcie uznał, że nie wytrzyma tu dłużej. Rozejrzał się wkoło. Wszyscy mieli zamknięte oczy, oddychali miarowo... No, może oprócz Misty, która leżała na plecach z głową obróconą w bok. Co jakiś czas przebierała łapami w powietrzu. Miała wystawiony prawie na całą długość jęzor. Karo nie rozumiał, jak można tak spać i do tego się wysypiać! Korciło go, żeby nadepnąć na to różowe coś, wystające z jej pyska, żeby zrobić siostrze żart, tak jak ona wygłupia się prawie codziennie. W ostatniej chwili się powstrzymał. Gdyby to zrobił, ruda wadera obudziłaby całą watahę, a wtedy nici z posiedzenia w ciszy i przemyślenia na spokojnie, bez zbędnych i ciekawskich członków rodziny, dręczącego basiora tematu...
     Samiec wyszedł z jaskini. Na zewnątrz nie padał śnieg, wiatr ustał. Może wreszcie się ociepli? Wtedy śnieg zalegający na przełęczach mógłby się roztopić i polowanie na terytorium Dark Lightów nie byłoby konieczne. Jednak nadzieja, że nastąpi to w ciągu kilku dni, była prawie zerowa, a najwyżej tyle czasu wilki mogły wytrzymać bez kolejnego posiłku...
     Ścieżka na półkę skalną ponad legowiskiem mogła się wydawać niebezpieczna, ale wszyscy członkowie watahy Drimer znali ją jak własną kieszeń. Na szczycie był świetny punkt obserwacyjny, a także ulubione miejsce spotkań młodzieży. Z drugiej strony przychodził tu każdy, kto musiał coś przemyśleć. Właśnie w tym celu kierował się tam Karo.
     Basior usiadł na samym krańcu skały, tak że jego przednie łapy opierały się o krawędź. Uwielbiał tak robić, po części ryzykować, a po części wywierać wrażenie na innych. Tylko niektórzy z jego rówieśników podchodzili do przepaści, a tak blisko jak on to zrobił teraz, siadali jedynie Shadow i Meira. Reszta nigdy nie odważyła się wystawić łba za krawędź i spojrzeć w dół. Karo zaczął się zastanawiać dlaczego sam także to zrobił. Przecież nikt go do tego nie zmusił... A może jednak?
     Całe to wyzwanie zaczął nie kto inny jak Shadow. Było to jakieś dwa, może trzy miesiące wcześniej. Zima dopiero się zaczynała i panował spory mróz. Skała była oblodzona i czarny samiec dobrze o tym wiedział. Jak zwykle chciał podkreślić swoją wyższość. Myślał, że większość wilków zrezygnuje. I początkowo wszystko szło zgodnie z jego planem, aż nie przyszła kolej Kara. Ten bez wahania spojrzał się w przepaść. Zaraz po nim zrobiła to Meira i nikt więcej. W tamtym okresie wszyscy zdawali już sobie sprawę, jaka jest różnica pomiędzy młodymi Taht i Ronona a Ramiry i Marleya. Ci pierwsi wiedzieli, że w przyszłości ktoś z nich zostanie przywódcą, a ci drudzy, że nigdy nie będą mieli na to szans. To dlatego biało-siwy samiec podjął wyzwanie kuzyna, chciał mu pokazać, że jest coś wart.
     Od tamtej pory relacje pomiędzy Karem a Shadowem stopniowo się pogarszały. Punkt kulminacyjny miał miejsce na inicjalnym polowaniu. Wtedy to czarny basior przesadził, ale dzięki temu syn Marleya i Ramiry zaczął analizować własne zachowanie. Zrozumiał, że sam prowokował innych. Tak nakręcił się w tej rywalizacji z wilkiem z białą plamką na uchu, że zapomniał, gdzie jest jego prawdziwe miejsce. Dążył do wysokiej pozycji wśród rówieśników, aby dorośli go zauważyli i żeby powierzyli mu przywództwo w przyszłości... Zagalopował się w tych planach na przyszłość. Nigdy nie zostanie alfą. Wiedział o tym, ale podświadomie zawsze łudził się, że... może jednak.
     Rozmyślania basiora przerwał trzask kilka metrów za nim, a następnie głuchy odgłos upadku na skalne podłoże.
     - Głupi badyl! Zawsze muszą wystawać z ziemi właśnie tam, gdzie stawiam łapy.
     Czy ktoś tu mówił o posiedzeniu w ciszy i przemyśleniu na spokojnie, bez zbędnych i ciekawskich członków rodziny...
     Karo wiedział, kto wszedł na półkę skalną i przewrócił się o wystający korzeń.
     - Nie słyszałeś o niepisanej zasadzie, że na ten występ skalny przychodzą ci, którzy szukają chwili samotności, więc się im nie przeszkadza? - Odwrócił się w stronę przybysza.
     Orion tylko otrzepał się ze śniegu i podszedł do kuzyna. Usiadł koło niego, ale nie tak blisko krawędzi. Biało-siwy basior już nie patrzył na niego, tylko daleko przed siebie. Wilk z czarnym pyskiem już miał się odezwać, zagadać, żeby przerwać ciszę, ale towarzysz go uprzedził.
     - Uważaj na korzeń. - Mówiąc te słowa, nawet się nie odwrócił.
     - Jaki... - Orion miał zamiar się zapytać ,,jaki korzeń", ale w tamtym momencie usłyszał głuchy dźwięk. Taki sam wydał, gdy przewrócił się kilka minut wcześniej.
     - Aua... Nie mogłeś mnie ostrzec dwie sekundy temu? - powiedział cicho Roy. Zrzucił z siebie biały puch i podszedł do pozostałych wilków. Usiadł przy Orionie.
     - Ale... - Czarno-biały samiec przenosił wzrok z jednego kuzyna na drugiego. Ostatecznie zatrzymał się na Karze. - Skąd wiedziałeś, że on tu idzie?
     - Proszę cię. Przecież on chodzi za tobą jak cień. Podziwia cię jak... nie wiem kogo. Jeszcze żeby było co podziwiać. - Basiorowi nie udało się ukryć sarkastycznego tonu. - Chyba że masz jakieś ukryte talenty.
     - No to chyba tak głęboko ukryte, że sam o nich nie wiem - zaśmiał się. Dobrze znał swoje możliwości, a raczej ich brak. Nie miał w związku z tym kompleksów czy powodów do załamania. Umiał żartować z samego siebie, co z kolei dziwiło Kara. Ten ciągle ćwiczył i trenował - prędkość, wytrzymałość, zwinność, siłę, nawet własne zmysły. Robił to właśnie po to, żeby inni się z niego nie śmiali. Dlatego nie mógł zrozumieć kuzyna.
     Po żarcie czarno-białego wilka, on sam zaczął się śmiać, a z nim Roy. Trzeci samiec jedynie wygiął wargi w lekkim uśmiechu, a następnie znów zapatrzył się w dolinę zalaną blaskiem księżyca. Gdy basior z czarnym pasem na grzbiecie to zauważył, natychmiast spoważniał. Wiedział, że jego brat uważa takie wygłupy za dziecinne.
     - Jakie macie plany na przyszłość? - zapytał ni z tego, ni z owego Karo.
     - Jakie plany na przyszłość? No, pomyślmy. Porządnie się wyspać...
     - Czy ja ci kazałem wychodzić z jaskini w środku nocy, wspinać się na półkę skalną po ośnieżonej ścieżce, po drodze przewrócić się o jakiś korzeń i siedzieć tu teraz ze mną, zamiast spać? - oburzył się biało-siwy basior.
     - Najeść się tak jakoś niedługo - kontynuował Orion, uznając pytanie kuzyna za retoryczne. Ten demonstracyjnie prychnął, w odpowiedzi, na co z kolei cicho zaśmiał się Roy. - O i najlepiej żeby przed następnym polowaniem zniknął śnieg. Zawsze chciałem też...
     - Naprawdę? Tylko tyle? A może ty? - Basior spojrzał na brata, ale ten tylko spuścił głowę i pokręcił nią przecząco. - Jeju... Czy wy w ogóle nie macie żadnych ambicji?
     - No to oświeć nas. Jakie plany powinniśmy mieć.
     - Nigdy nie myśleliście, żeby się stąd wyrwać?
     Orion i Roy otworzyli szeroko oczy i utkwili je w trzecim basiorze. Musiała minąć dobra chwila, zanim dotarło do nich prawdziwe znaczenie wypowiedzianych przez niego słów.
     - Ty chcesz odejść z watahy? Opuścić rodzinę?! - powiedział, niezwykle głośno jak na niego, Roy.
     - A was nigdy nie interesowało, co jest tam? - zapytał Karo. Poderwał się z miejsca i po raz pierwszy od rozpoczęcia tej rozmowy okazał jakiekolwiek emocje. Podskoczył i, będąc w powietrzu, obrócił się dookoła. Jego jasnobrązowe oczy świeciły z ekscytacji, były naprawdę żywe. - Jak wygląda świat za górami? Poza Cremo? Nigdy nie chcieliście zobaczyć przed sobą wielkiej, otwartej przestrzeni? Próbować dogonić horyzont? Mieć własne terytorium, stado... Być przywódcą, mieć rodzinę. Pracować na własny rachunek. Być panem dla samego siebie...
     - Hola, hola, nie chcę przerywać tego wykładu... Ale przesadzasz, Karo. Tylko po to, żeby sobie pohasać za górami, chcesz odejść?
     - To jest normalne zachowanie...
     - Normalnym zachowaniem nazywasz szukanie rodziny tam - Orion wskazał pasmo górskie - w chwili, gdy twoje rodzeństwo, rodzice i całą reszta śpi... właściwie pod nami?!
     - Weź się ucisz... Zaraz ich wszystkich obudzisz - wycedził przez zęby biało-siwy basior.
     - A niech się budzą! Przynajmniej nie będą zaskoczeni, jak któregoś ranka po prostu wyparujesz!
     Karo miał dość pouczeń Oriona. Skoczył do niego, przewrócił na plecy i przygwoździł do skalnego podłoża, opierając łapy o jego klatkę piersiową.
     - Albo porozmawiamy spokojnie i dasz mi wszystko wytłumaczyć, albo... - Samiec przesunął kuzyna tak, że jego głowa zaczęła wystawać za krawędź półki. Oba basiory były zawzięte. Czarno-biały nie odpowiadał na warunek biało-szarego, a ten systematycznie przesuwał go w stronę przepaści.
     - Karo, przestań! - Roy podbiegł bliżej i przełożył jedną łapę przez Oriona. Dalsze przesuwanie wiązałoby się ze zrzuceniem również jego.
     Wilk natychmiast przestał. Chciał oczywiście tylko nastraszyć kuzyna, ale zachowanie brązowego samca kompletnie go zaskoczyło. Stał na samej krawędzi. Zwykle nawet wejście tutaj po wąskiej ścieżce było dla niego wyzwaniem, a teraz? Bez żadnego zawahania stanął w obronie czarno-białego basiora. Samcowi o jasnobrązowych oczach przemknęła przez głowę myśl, czy dla niego brat również przezwyciężyłby strach. Czy stanąłby w jego obronie.
     Karo odskoczył od powalonego basiora i odszedł kilka kroków. Roy również odsunął się i zajął swoje poprzednie miejsce. Usiadł i zwiesił głowę.
     - Chyba razem z tym mottem przejąłeś zachowania Shadowa - zauważył przewrócony samiec, wstając.
     - Orion, naprawdę cię przepraszam... Ja nie chciałem nic ci zrobić. Uwierz...
     - Wierzę. I dobrze wiem, że sam przesadziłem. Nie odszedłbyś bez pożegnania... I wyjaśnienia. Ale skoro już tu jesteśmy, to wytłumacz to nam.
     - Ja się tu po prostu duszę. Dajcie dokończyć - uprzedził ewentualne uwagi. - Jest kilka powodów... I nie wiem, który mogę uznać za najważniejszy. Ostatnio zdałem sobie sprawę, że nie mam przyszłości w tym stadzie. Nie dojdę tu do niczego. - Szybko kontynuował dalej, żeby nikt mu nie przerwał. - Mogę co najwyżej zbierać pochwały za dobre polowanie, wytropienie zdobyczy... Chociaż już widać, że Solo będzie w tym lepszy ode mnie. Ja potrzebuję do szczęścia czegoś więcej. Muszę stąd odejść i ruszyć przez życie własną drogą, znaleźć dla siebie własne miejsce, w którym założę własną watahę, której zostanę przywódcą. No dobrze, ty masz teoretyczne szanse na bycie alfą... - wskazał Oriona. - Ale umówmy się, że tylko teoretyczne...
     Czarno-biały samiec kiwnął głową, przyznając rację kuzynowi. po chwili zabrał głos.
     - Ale przecież zanim tę grupę założysz, będziesz sam. Nawet nie będziesz miał się do kogo odezwać. No, chyba że do lisa... Albo wiewiórki. O ile nie będziesz musiał jej zjeść, bo polowanie samemu nie będzie łatwe.
     - Tylko że ja nie będę sam.
     - Jak to? Nie rozumiem...
     - Nie będę sam, bo wy pójdziecie ze mną.

_______________
Rozdział później niż miał być... Ale czy ktokolwiek to zauważył? Hmm...
Tytuł tej części coraz bardziej odnajduje swoje zastosowanie. Nie jest on tak przypadkowy jak Wilcze życie, chociaż nawet jego udało mi się umieścić w opisie ;) Tutaj tytuł jest już dużo bardziej przemyślany.
Spodziewaliście się takich przemyśleń i wytłumaczeń decyzji?

Załamana początkiem roku szkolnego
Akti

1 komentarz:

  1. Cześć :)
    Fajnie jest mieć takie miejsce, gdzie w spokoju można siedzieć i rozmyślać na przeróżne tematy :)
    Mam nadzieję, że wyraźne tarcia między Shadowem a Karo nie staną się z czasem bardzo brutalne.
    Karo ćwiczy swoje zdolności, bo chce być silny i radzić sobie w przyszłości. Nie spodziewałam się, że myśli nad opuszczeniem stada i pójściem w świat, ale skoro tego chce, to nikt nie powinien mu tego zabronić. Ale czy chłopaki chcą pójść za nim?
    Podoba mi się ta rozmowa :)

    Czekam na nn ^^

    OdpowiedzUsuń