poniedziałek, 18 maja 2015

Drimer - wilcze życie. Rozdział V

     Wilczyca przestała lizać samca i wyszła z legowiska. Jej czuły słuch zarejestrował ciche dźwięki rozmowy. Oznaczało to, że było dwoje ludzi, czyli potencjalne kłopoty były dwa razy większe.
     Taht wróciła do Ronona i dała mu do zrozumienia, żeby zachował ciszę. Można było wtedy sprawdzać, czy mężczyźni się zbliżają.      Po dziesięciu minutach, na niekorzyść pary, ludzie stanęli przed wejściem do jaskini. Teraz można było dokładnie rozróżniać wypowiadane przez nich słowa.      – Jerry, zobacz, tu są ślady wilków.      – Co ty gadasz?! Przecież od ponad roku tu nie ma żadnych wilków. Odkąd dolinę Cremo nawiedził kłusownik, wszystkie watahy z tej okolicy zniknęły. Lepiej chodź, Tom, szukać bizonów.      – Nie wierzysz, to sam zobacz. Te ślady są świeże.      – Rzeczywiście, pewnie są w jaskini.      W tamtej chwili Taht zaczęła warczeć. Chciała ich odstraszyć. Ronon nie miał siły na jakąkolwiek reakcję.      Jerry - brunet mający około trzydzieści lat, i Tom -dwudziestoparoletni blondyn, od razu zauważyli, że samiec jest ranny.      – Musimy im pomóc.      – Tommy, według mnie powinniśmy dać działać naturze.      – Bracie, to są jedyne wilki, które przeżyły w okolicy! Musimy je zabrać!      – Ależ ty namolny. No dobra, zabierzemy je do rezerwatu, a tam weterynarz opatrzy samca.      Wilki przysłuchiwały się całej rozmowie z wielką uwagą. Taht nie wierzyła, że ludzie chcą im pomóc, a Ronon nie mógł się na niczym skupić. Razem z partnerką śledził jedynie każdy ruch braci. Gdy wyciągnęli jakąś broń, samica o mało nie uciekła. Jedyne, co ją zatrzymało, to to, że nie chciała znów zostać sama. Jeśli on zginie, ona też. Po krótkim czasie para poczuła ukłucie i zachciało im się spać. Dziesięć minut później byli już nieprzytomni.      Po dość długim okresie snu wilczyca otworzyła oczy. Ze zdumieniem spostrzegła, że nie jest już w jaskini. Nie widziała ani rzeki, ani wzgórz na horyzoncie. Do jej nosa nie docierał ani jeden znajomy zapach ze starego terytorium. Wokół niej były tylko ściany imitujące ko­lorami stare legowisko.      Obok niej leżał Ronon. Wzrok samicy przykuło to, że jego rany były zaszyte. W tej chwi­li w jej głowie przemknęła myśl:      ,,A może oni naprawdę chcą nam pomóc?"      Krótko potem samiec również się ocknął. W pierwszej chwili nie pamiętał co się stało. Powoli przypominał sobie ludzi, broń…      Gdy wilk doszedł do siebie zrozumiał, że nic nie czuje. Od ataku Brolgeia ból towarzy­szył mu cały czas, a nawet stopniowo się nasilał. W końcu nie wiedział, czy to sen, czy jawa, a może już nie żyje? Chciał się upewnić.      – Taht, my żyjemy? Już nie wiem. To zbyt piękne… no, że tak dobrze się czuję.      – Żyjemy, co do tego nie ma wątpliwości. Nic cię nie boli, bo ludzie…– wilczyca nie mo­gła uwierzyć, że mówi te słowa – ci pomogli. Zaszyli twoje rany. Chyba zmienię zdanie w stosunku do nich. Jednak nie wszyscy są źli.      Samiec wstał i przeszedł się po pomieszczeniu. Nadal nic nie czuł i to był dla niego wspaniałe. Biegał, skakał… cieszył się jak szczeniak. Partnerce udzielił się jego nastrój i przyłączyła się do zabawy.      W oddali usłyszeli głos Jerry'ego.      – Doszli już do siebie. Otwórzcie przejście!      W przeciwległym krańcu pomieszczenia podniosły się drzwi. Za nimi był inny, nieznany świat dla pary Drimer.      Wilki niepewnie wyszły na zewnątrz. Ich oczom ukazał się ogromny wybieg o zróżnico­wanym krajobrazie. Przyzwyczaiły się do zalesionego terenu, a tu pokrywał on prawie cały obszar.      We wschodniej części było jeziorko, a po przeciwległej stronie znajdowało się kilka skal­nych wzniesień i pagórków. Z góry rozpościerał się przepiękny widok na całą okolicę. Pod głazami znaleźli mnóstwo zakamarków, w których można było się schować.      Gdy para obeszła całe terytorium, aż oniemiała. Wybieg był dla nich wymarzony. Żało­wali, że nie są wolni, ale ta alternatywa nie była taka zła, jak na początku się wydawało.      W czasie gdy wilki odpoczywały, nawiązała się rozmowa między mężczyznami. Taht po­deszła bliżej, żeby usłyszeć o czym mówią. Rozpoczął Jerry.      – I co teraz z nimi zrobimy?      – Chciałem je rozmnożyć. Gdyby dorosłe nauczyły polować młode, te miałyby szanse przeżyć na wolności.      – A jak masz zamiar to zrobić? Musiałbyś je oswoić, a one nie pozwolą się do siebie zbli­żyć.      – Według mnie wystarczyłaby cierpliwość, a zresztą masz inny pomysł?      – A mam. Biorąc pod uwagę teren, na którym je znaleźliśmy, to wilczyca należała do tej mega watahy. Samiec pewnie w poszukiwaniu partnerki przywędrował z innej okolicy...      – Do czego ty zmierzasz, Jerry? – przerwał mu Tommy.      – Do tego, że powinniśmy dopuścić ich do rodziny. Jestem pewny że je przyjmą.      – Wiesz, chyba masz racje. Dajmy im jeden dzień na przyzwyczajenie się i jutro je połą­czymy.      Mężczyźni odeszli, a Taht osłupiała. Nie wiedziała, co myśleć o tej rozmowie. Czy to prawda, że jej najbliżsi żyją? W końcu po dłuższym zastanowieniu nie znalazła powodu, żeby bracia kłamali. Podeszła do Ronona i przedstawiła mu swoje podejrzenia.      – Wiesz, podsłuchałam tamtych dwóch. – Samica wskazała ludzi, po czym przekazała mu informacje. – Myślę, że oni mówili prawdę i moja rodzina żyje.      – Jesteś pewna? Może im się tylko wydaje i to nie jest twoja rodzina. Nie chcę, żebyś ju­tro się rozczarowała.      – Jestem tego pewna. Gdzieś w głębi czuję, że może niedaleko, na przykład za tym ogro­dzeniem, są moi rodzice, ciotki i wujkowie, może nawet rodzeństwo…      – Opowiesz mi o nich? Nigdy nie rozmawialiśmy o tym na poważnie, a to chyba najlep­sza do tego okoliczność.      Taht przystała na propozycję i zaczęła opowiadać.      – Mama nazywa się Tina. Wygląda tak jak ja. Ojciec to Oryn i jest szary. Matka nie ma rodzeństwa, ale tata ma brata, Rena, samca beta w watasze, i siostrę Pinę. Jest ona taką opie­kunką do dzieci. Gdy reszta stada była na polowaniu, ona zajmowała się mną i moimi brać­mi, Kadem i Baronem. My byliśmy pierwszym miotem rodziców. Po nas były bliźniaczki Verdana i Verna. Gdy mama zniknęła była akurat w ciąży… Resztę wilków przedstawię ci osobiście.      Ronon przytaknął. Cieszył się, że Taht prawdopodobnie zobaczy swoją rodzinę. Nie mógł jednak zapomnieć o własnej. Jeśli żyje, to może jest gdzieś tu. Do końca dnia nie pozbył się tej... nadziei.      Kiedy zasnął, też nie mógł odpocząć. Przyśniła mu się jego matka, Mona, ojciec Rasty… Po kolei przed oczami zobaczył całą grupę.      Po przebudzeniu zorientował się, że jest już ranek. Obudził partnerkę i szybko wyszli na wybieg. W najdalszym jego zakątku były otwarte drzwi do sąsiedniej zagrody. 
Ech... Miało być wczoraj, ale... Mniejsza. Dzisiaj dodaję z telefonu, a wcześniej zapomniałam, że rozdziały mam zapisane także tu (na apce bloga onetowskiego i na wattpadzie), więc nie powinno już być śpóźnień.
Dodaję 4 rozdziały. Czasem może dodam 3. Zależy jak mi wyjdzie zakończenie ;-)
Jeszcze wiadomość do Alice Spencer, ale w sumie do każdego... Skoro też zaczęłaś w gimnazjum to wiesz, jak to wygląda. Tak, patrzę na te rozdziały z krzywym uśmiechem... Ktoś by się mógł zastanawiać, dlaczego ja to publikuję... Przecież to jest masakryczne... Ale to jest moja pierwsza historia, od niej zaczynałam, tu widać moje wszystkie postępy (pisałam już o tym na onecie, ale tu też piszę). Miałam w pisaniu tej historii dwie dość długie przerwy (około półroczne)... Ale obiecałam sobie, że tego nie porzucę, nie przerwę. Dlatego piszę to dalej. I chcę Drimer skończyć... Tym bardziej, że pomysły mam... Co prawda się trochę zawiesiłam ostatnio... Ale takim kopem dla mnie miał być właśnie blogspot. I nie poddam się. Co to, to nie!
Akti

_______________
Uparta

4 komentarze:

  1. "dwudziestoparoletni letni" - powtórzenie.
    Rozdział V - mam wrażenie, że jest za mało opisów. Mężczyźni zarejestrowali bytność wilków w jaskini, lecz nie ma wzmianki o tym, że się do niej dostali, nie ma też ani słowa o tym, że któryś z nich zbliżył się do zwierząt i podarował mi usypiający zastrzyk. Można się tego domyśleć, ale wolałabym to przeczytać.
    Rozdział VI -
    ,,A może oni naprawdę chcą nam pomóc." - moim zdaniem to się powinno kończyć znakiem zapytania.
    Przy tworzeniu zdań złożonych należy pamiętać o przecinkach.
    Odmienia się "Jerry'ego".
    Rozdział VII - ten dialog przypomniał mi moje początki z pisaniem, gdy nie wiedziałam, że między rozmowę można wpleść opisy.
    Taht dowiaduje się o rodzinie. Nice.
    Rozdział VIII - dość spora ta rodzina Taht.

    Mimo opublikowania czterech rozdziałów jednocześnie, nie mam czego dokładnie komentować. Wilki zostały złapane teraz są w czymś a la rezerwat, być może niedaleko jest rodzina Taht. I tyle.

    Poza tym mam pytanie. Czy jeśli już się zdecydowałaś publikować dłuższe rozdziały poprzez połączeniu kilku w jeden, to nie lepiej nadać im jeden numer? Ten nosiłby miano rozdziału V i tyle, to dzielenie sprawia, że czytelnik widzi lichość rozdzialików.
    Nie musisz przecież trzymać się numeracji z wattpada.

    Czekam na nn ^^
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Letni letni xD już poprawiam ;-) a czytałam to wczoraj... Ech...
      No... Z opisami to niestety było u mnie kiedyś krucho...
      I Jerry'ego, fakt. Zwykle przy odmianie nie daję... Kurcze, jak to się nazywa? Apostrof? No że '. W każdym razie tu rzeczywiście musi być.
      I znak zapytania też wstawię. Dzięki, bo czytałam to tyle razy, że nie zauważam już wszystkich błędów. Czytam trochę na pamięć xD

      Co do rodziny Taht, w końcu to mega wataha i na początku (w I rozdziale) było, że stado liczyło 30 osobników. No akurat z tą liczbą przesadziłam xD ale jest jak jest ;-)

      Co do podziału i połączenia... To nie jest tylko podział z wattpada ale też z oneta... Ale ok. Połączę je. A w razie zgrzytów wstawię gwiazdkę... Albo coś. Ale powinno być ok. Przynajmniej tutaj.

      Dziękuję za komentarz ;-)

      Usuń
  2. To jeszcze takie sztuczne się wydaje. :/ Osobiście, nie potrafię się wczuć.
    "przez nie słowa." - przez nich. Mowa była o ludziach, nie kobietach. :)
    Mam nadzieję, że wilki spotkają rodziny. :D To by było takie wesołe. :)
    Btw. A ja zaczęłam pod koniec podstawówki. xD (Lecz na blogu mam już z gimbazy. Wait. Jeszcze gimbazy nie skończyłam, ale to szczegół. >.< Dlatego cieszy mnie, gdy ludzie mi wytykają błędy.)
    No, nieważne. Weny! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok dzięki!!! Już poprawiam ;-)
      Ech... No wiem że stylem to ja tu nie grzeszę... Mogę tylko obiecać że dalej jest lepiej... Łącząc rozdziały szybciej do tego dojdę... Taki plus. Nie mogę jednak tych rozdziałów pominąć... Chyba rozumiecie.
      Haha... Dokładnie... Taki tyci szczegół xD ja też nie mam nic przeciwko ukazaniu jakiegoś błędu czy radom... Opinia z boku jest cenna ;-)
      Dziękuję że jednak zajrzałaś tu ponownie... Mimo wszystko ;-) a wena akurat mi się bardzo przyda! ;-) dziękuję.
      P.S. Nie chciało mi się pisać przecinków :x ale to tak tylko w komentarzu ;-)

      Usuń