niedziela, 24 maja 2015

Drimer - wilcze życie. Rozdział VI

     Samica odważyła się przejść przez bramkę. Za nią stał ,,komitet powitalny’’. Taht za­chwiała się i prawie upadła. Naprzeciw niej stała Tina i Oryn. Mieli chyba zaprowadzić ją do reszty watahy. Wilki podbiegły do siebie i zaczęły lizać, przytulać i okazywać czułośći.
     Po chwili wzrok ojca przykuł Ronon. Nie znał go, więc zjeżył sierść i zaczął warczeć.      – Co to za samiec?      – Tato… tato, uspokój się! To jest mój mąż, Ronon – oznajmiła mu córka, podchodząc do wilka.      – Och! Kochanie, gratuluję – odpowiedziała matka. – Chodźcie, rodzina nie może się ciebie doczekać. Ronona też chętnie poznają.      Cała czwórka ruszyła. W tym czasie Taht dowiedziała się, że jej mama, tuż po przyby­ciu tutaj, urodziła trójkę młodych. Dwie samiczki: Kamę i Ligię, oraz samczyka, Omara. Wilczek miał białe futro, co w tej watasze było wielką rzadkością.      Po dotarciu do grupy nastała ogólna radość. Wszyscy się ucieszyli, że po tak długim cza­sie mogą zobaczyć dawno zaginioną członkinię stada. Partner samicy został zaakceptowany, a nawet pochwalony przez Norę (o której opowiem potem) za swój wygląd.      Gdy towarzystwo się uspokoiło, para zaczęła wspominać, jak im się żyło w dolinie Cremo. Mówili o tym, jak się poznali, o tym, że dwójka ich szczeniąt zginęła z powodu wirusa. Opowiedzieli także o ataku Brolgeia, o śmierci Siroko… a na koniec, jak tu trafili.      Gdy już wszystko zostało wyjaśnione, każdy z zebranych chciał zamienić choć kilka słów z Taht. Ronon wtedy odsunął się i położył na uboczu. Wciąż myślał o swojej rodzinie. To zachowanie zauważyła Pina. Podeszła do Oryna i o coś go spytała. Następnie skinęła na Ba­rona i razem podeszli do widocznie osowiałego wilka.      – Nie chcemy, żebyś siedział tu taki przybity. Chodź, chyba powinieneś o czymś wiedzieć – oznajmiła opiekunka.      Zaciekawiony samiec wstał i ruszył za przewodnikami.      Trójka szła przez jakiś czas, aż natrafili na dziurę w ziemi. Okazało się, że jest to wejście do obszernej jamy. Pina i Baron od razu tam wskoczyli. Ronon ostrożnie zaczął zagłębiać się w ciemnym tunelu. Przypomniały mu się czasy dzieciństwa, kiedy mieszkał w podobnej z ro­dzicami.      Po wejściu do środka jego oczy przeżyły szok. Z południowego słońca przeszedł do gro­bowo ciemnej nory. Przez chwilę nic nie widział. Mógł polegać tylko na innych zmysłach. Wtem do jego uszu dobiegł nagły dźwięk przesuwania pazurów po ziemi. Wiedział, że to nie Pina, ani Baron, bo stali tuż przy nim. Zjeżył sierść i stał się czujny. Wtedy usłyszał sło­wa, których już nigdy się nie spodziewał.      – Ej, Czubaka, coś się tak wzdrygnął?      Samiec zamarł. Tego przezwiska używał tylko jego brat, Marley.      W tej chwili oczy Ronona zaczęły przyzwyczajać się do ciemności. Zobaczył przed sobą ru­dego basiora* pochylonego na przednich łapach, jakby do zabawy.      – Marley, bracie, skąd ty się tu… jak… kiedy…      – Uspokój się. Sam nie będę ci nic mówił. Ale rodzinka się ucieszy – zaśmiał się samiec.      – To reszta też tu jest?      – No, a gdzie ma być?      – Pina. To chciałaś mi pokazać?      – Tak. Gdy usłyszałam, skąd pochodzisz, natychmiast skojarzyłam, że to twoja rodzina mieszka z nami. Teraz zostawimy was samych, żebyś mógł wszystko wytłumaczyć.      – Dziękuję, tylko proszę, nie mówcie nic Taht. Chcę zrobić to sam.      Wilczyca uśmiechnęła się i kiwnęła potwierdzająco głową. Skubnęła Barona w łopatkę i wyszli.       
     Marley zaprowadził podekscytowanego samca do okrągłego „pomieszczenia”, w którym leżało pięć wilków – reszta rodziny Ronona.      Wilki leżały spokojnie (o nich i o rodzinie Taht opowiem niedługo) i rozmawiały. Marley wszedł i powiedział:      – Hej, rodzinka, zobaczcie kogo znalazłem.      Zza brata wysunął się Ronon. Jego rodzice, Mona i Rasty, natychmiast do niego podbie­gli.      – Synku, tak tęskniłam. Myślałam, że już nigdy cię nie zobaczę.
     – Ja za tobą też, mamo. Nawet nie wiesz, jak się cieszę.      – A co się z tobą działo?      – To wy nic nie wiecie?      Wataha Luminow, bo tak nazywała się rodzinna grupa samca, zaprzeczyła. Okazało się, że nie wiedzieli nawet o jego wizycie.      – W takim razie kładźcie się. To będzie długa historia.      Posłuchali. Samiec opowiedział im dokładnie to, co usłyszała rodzina Taht. Potem spytał się, jak oni tu trafili. Dowiedział się jednak tego samego, co wcześniej. Jerry i Tommy urato­wali ich, wyleczyli i dołączyli do mega watahy.      – Mam do was prośbę. Pójdźcie ze mną i poznajcie moją partnerkę, Taht.      – Już się bałam, że tego nie zaproponujesz. – Te słowa wypowiedziała Ramira (o której też opowiem później).      – To wy idźcie przodem, a ja jeszcze porozmawiam z Marleyem. Tylko poczekajcie na mnie w jakiejś odległości od tamtego stada. Chcę was przedstawić sam.      Za tymi słowami kryło się coś więcej, ale reszta tego nie wyczuła.      Ronon wstał z widocznym trudem. Cicho zaskowyczał i, widocznie obolały, lekko utyka­jąc, podszedł do brata.      – Co ci jest?      – To przez ten bok. Leki przestały działać i mocno go odczuwam. Przez to wysłałem ich przodem. Nie chcę, aby się nade mną użalali. Do ciebie też mam prośbę. Pomożesz mi dojść na miejsce? Nawet nie wiesz, jak ciężko mi cię o to prosić. – Wilk zawstydził się. Samcom nie wypada okazywać słabości.      – No jasne. Przecież po to ma się brata, co nie?      Basior podparł Ronona z lewej ,na prawej była rana i szwy, a następnie ruszyli, rozma­wiając po drodze.      Kiedy dotarli na miejsce, samiec ukrył ból i normalnie podszedł do czekającej rodziny.      – Zostańcie tu. Podejdźcie dopiero, gdy was zawołam.      Wilki usiadły, a basior ruszył w stronę Taht.      – Kochanie, muszę ci o czymś powiedzieć… 
Znowu prawie zapomniałam o dodaniu tu rozdziału/rozdziałów. Tym razem są trzy. Od zdania ,,trójka szła przez jakiś czas, aż natrafili na dziurę w ziemi'' zaczyna się rozdział napisany około pół roku po wszystkich poprzednich. Może nie widać jakiejś piorunującej różnicy, ale od tej pory powinno być już tylko lepiej... ;-)
Akti


*basior - samiec wilka
_______________

Zapominająca :D

5 komentarzy:

  1. Coś czułam, że obie rodziny naszej parki będą tutaj. Intuicja mnie nie pomyliła.
    Wyczuwam małe problemy z zapamiętaniem wszystkich imion, ale spróbuję.
    Jedyne, co mnie razi, to Twoje własne informacje do czytelnika ujęte w nawiasach w treści.
    Po co one? Są zbędne. Jeśli wzmiankujesz jakimś wniosku, ja logicznie przyjmuję, że prędzej czy później go poszerzysz i wyjaśnisz.

    Czekam na nn ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli dobrze myślałaś ;-)
      Wiesz co... Wiem że te nawiasy wydają się adziwne teraz... Ale nie chcę za dużo zdradzać ;-) w każdym razie występują tylko tu, odnoszą się do bodajże XIII rozdziału... A całość wyjaśnia się pod koniec części. Myślałam, żeby usunąć te nawiasy, ale ostatecznie mi one pasują... No dobra, bo może już teraz się domyślasz, o co chodzi, a... Nie, już nic nie mówię! :X ;-)

      Usuń
  2. No dobra... Wataha ginie z rąk ludzi, ocaliły się tylko dwa wilki. Mają dzieci, które również zdychają, przeżywa tylko jedno.Samiec prawie zdycha, ale jednak dalej żyje, zamiast tego zdycha ten mały. Potem przychodzą ludzie i zabierają wilki do rezerwatu czy czegoś tam. Wtedy okazuje się, że oba stada żyją. I to wszystko w sześciu, krótkich rozdziałach. To się wydaje takie... *Brakuje mi słowa* Banalne? Szybko leci, bez konkretnych opisów i "lania wody". Opowiadania naprawdę może być ciekawe, tylko, moim zdaniem, trzeba by je dopracować.
    Rozumiem, teraz jest inaczej. Tylko ja, jako do bólu szczera osoba, chciałam Ci zwrócić uwagę, że początkowe rozdziały średnio zachęcają. Sama jeszcze nie wiem, jaki jest główny wątek, co będzie punktem kulminacyjnym opowiadania.
    Przepraszam, jeśli Cię w jakiś sposób obraziłam moją nieudolną opinią, bo mam do tego talent. :< (I jeśli czegoś nie da się ogarnąć. Miałam to tak ładnie napisane i internet się zbuntował, a ja zapomniałam sobie skopiować. Znak? >.<) Sama robię dużo błędów, moje początkowe rozdziały też lecą, choć wynika to z tego, że chciałam szybko opisać przeszłość. Może Ty robisz podobnie? Potem akcja zwolni?
    Naprawdę, nie potrafię tego napisać drugi raz tak, jak chciałam. ;-; (Wcześniej to brzmiało jakoś... inaczej.) Bardzo przepraszam, ale tak to już jest, kiedy zaczyna 'Cię' czytać osoba szczera. ;)
    Weny i oby było coraz lepiej! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wszystko rozumiem i doceniam każdą opinię. Tym bardziej że tak jak mówisz jest szczera ;-)
      Niestety... Zdaję sobie sprawę, że to jest banalne i będę to ciągle powtarzać żebyście nie myśleli że jestem dumna z tego początku. Chciałam zyskać nowych czytelników przez blogspot ale nie mogę zacząć publikować od drugiej części... A raczej nie chcę. Powinniście mieć szansę zapoznać się z początkiem tej historii tak samo jak czytelnicy oneta czy wattpada... No ale mówimy teraz o blogu. Rozumiesz o co mi chodzi? Bez tej części nie ma dalszych losów.
      Czy akcja zwolni? Na pewno. Nie wiem czy będzie to bardzo zauważalne ale zwolni. Tak naprawdę jestem zadowolona tak serio dopiero z rozdziałów od XXX wzwyż ale to jest numeracja z oneta. Tutaj będzie to dużo niższy rozdział. Nie chcę zdradzać co będzie dalej... Mam nadzieję, że wytrwasz i sama się tego dowiesz. ;-) a moment kulminacyjny będzie dość wyraźny i jeszcze naprawdę trochę się wydarzy ;-)
      A wenasię przyda! ;-)

      Usuń
    2. Muszę przyznać, że w pewnym sensie kamień spadł mi z serca. Jestem szczera, ale boję się mówić o swojej opinii, o zgrozo, szczególnie w internecie. Taki bunt przeciwko stereotypowej gimbazie. >.<
      I rozumiem, jak najbardziej. ^.^
      To ja już przestanę się tłumaczyć ze swojego zdania, jak to mam w złym zwyczaju. :/
      No to.... Do następnego rozdziału! :)

      Usuń