wtorek, 18 sierpnia 2015

Drimer - własna droga. Rozdział X

     – Nie wiem, co powinienem zrobić. Niby mówił prawdę, ale denerwuje mnie jego ton.
     – No właśnie. Żąda od ciebie wierności i lojalności, a sam by nas wydał, gdyby to mogło mu pomóc w objęciu przywództwa. Możliwe, że się mylę, ale to mało prawdopodobne...
     Diego i Kida rozmawiali na półce skalnej ponad jaskinią. Dwulatek opowiadał siostrze o słowach Shadowa, sprzed kilku dni. Nie musieli się bać, że ktoś ich usłyszy. Wataha cały dzień spędziła w lesie, po drugiej stronie terytorium. Chcieli dać Marley'owi czas na odpoczynek. Dopiero po zmroku wyruszyli w drogę powrotną. Po jakimś czasie biała wadera o lodowych oczach i jej brązowy brat wyprzedzili resztę stada i pobiegli do legowiska. Zauważyli swoją szansę, aby w spokoju porozmawiać.
     – On pewnie myśli, że doniosłem na niego w jakimś celu, dla korzyści. Ja po prostu chciałem, żeby rodzice dowiedzieli się o tym jego ,,rządzeniu''. – Wilk demonstracyjnie przewrócił oczami.
     – Ja chyba zrobiłabym to samo. Chwilę... Co my wyprawiamy? Obgadujemy Shadowa za jego plecami! Powinniśmy trzymać się razem, przecież jesteśmy rodzeństwem!
     – To prawda, jesteśmy, ale to on zaognił tę sytuację.
     – A jak ty byś się poczuł, gdyby ktoś na ciebie nakablował?
     – Nie miałby na co. – Basior uśmiechnął się bardzo szeroko.
     – Teraz to gadasz jak Karo.
     – Ha ha, bardzo śmieszne. – Samiec pokazał siostrze język. Ona uśmiechnęła się i odpowiedziała tym samym, dla zasady.
     Zapadła cisza. Dwulatek przysłuchiwał się nocnym odgłosom, a wadera utkwiła wzrok w rozgwieżdżonym niebie. Nie przesłaniała go żadna chmura. Niezliczony zastęp strażników nieba objął swoją wartę. Jak wiele sekretów muszą przechowywać, przecież widzą cały świat...
     – Próbujesz je policzyć?
     – Ale co?
     – Gwiazdy, konstelacje...
     – Nie nabijaj się ze mnie.
     – Ja kiedyś próbowałem, jeszcze jako szczeniak. – Wilk zignorował słowa siostry.
     – I co, udało ci się?
     – Przy ośmiu tysiącach dwustu sześćdziesięciu dziewięciu się pomyliłem. – Samiec zaśmiał się mimowolnie. – Pewnie chcesz spytać, po co mi to było? Pytaj, ale nie odpowiem, bo sam tego nie wiem. Chyba ze zwykłej ciekawości, albo... Pamiętam, jak mama opowiadała nam o starszym rodzeństwie, o Siroko. Mówiła, że kiedyś wszyscy do niego dołączymy. Teraz coś kojarzę... Chciałem sprawdzić, jak daleko musiałbym pójść, ile gwiazd pokonać, aby się z nim spotkać.
     – Mnie patrzenie na niebo uspokaja. Mam wtedy przeczucie, że ktoś zawsze nade mną czuwa. – Wilczyca zamilkła na chwilę. – Musimy porozmawiać, wszyscy. Wyjaśnimy sobie sporne kwestie, wytłumaczymy się z tego, z czego chcemy się wytłumaczyć...
     – No to masz okazję.
     Do uszu wilków dobiegły ciche głosy. Wataha nareszcie wracała do domu. Po niecałej minucie zwierzęta ukazały się w prześwicie pomiędzy drzewami. Rozmawiali ze sobą wesoło. Biała samica o lodowoniebieskich oczach natychmiast wprowadziła swój plan w życie. Stanęła na skraju półki skalnej i zaczekała, aż stado się zbliży.
     – Psst... – Wadera zwróciła na siebie uwagę Sola, który jako ostatni wchodził do jaskini. – Zawołaj resztę na górę – szepnęła do wilczka. Wiedziała, że ją usłyszy, bo ma bardzo wyczulone zmysły.
     – Wszystkich? Mamę, tatę...
     – Nie, zgłupiałeś? Rodzeństwo i kuzynów.
     – A, dobra. Już idę. A pomieścimy się tam razem?
     Starsza siostra pokręciła głową z niedowierzaniem. Dopiero po chwili zrozumiała, że to był żart.
     Ciemnobrązowy samczyk świetnie się spisał. Zwierzęta zaczęły wspinać się na górę, a że ścieżka była wąska, szły gęsiego. Trasę pokrywały luźne kamienie. Zbocze chroniło od śniegu, dlatego, mimo niedawnej zamieci, droga okazała się sucha. Większość osobników wywoływała całą lawinę żwiru. Roy co chwila spoglądał w dół, nerwowo przełykając ślinę. Zaczął powtarzać sobie nie patrz w dół i w chwili, gdy podniósł głowę, do oczu i nosa wpadła mu cała kaskada piasku i drobnych okruchów skalnych. Basior zaczął kichać i trzeć pysk łapami. W pewnym momencie niebezpiecznie zbliżył się do brzegu ścieżki. Moon, idącą za nim, zareagowała błyskawicznie. Szarpnęła go w tył, tak że samiec usiadł.
     – Orion, uważaj jak idziesz, co? Przecież on mógł... – Biała wadera o krótkim futrze nie chciała kończyć zdania, aby nie wystraszyć kichającego przed nią samca. Ten jednak domyślił się, co chciała powiedzieć.
     – Aż tak blisko krawędzi byłem?
     – Przepraszam, Roy. Nie chciałem... Chyba o tym wiesz, prawda?
     – Tylko ty potrafisz tak nabałaganić, łajzo. – Shadow zaczął żartować z brata. Do jego śmiechu dołączyła się Meira.
     Wadera o czarnych oczach i końcówkach uszu wyminęła niezdarnego basiora i ruszyła w dalszą drogę na górę. Pokonała dzielącą ją odległość, nie poruszając żadnym kamyczkiem. Była to demonstracja jej gracji i równowagi. Za samiczką ruszyła reszta. Moon pomogła Roy'owi, idąc z nim bok w bok, aby samiec był choć trochę dalej od urwiska. Mimo tego incydentu wszyscy dotarli cało na szczyt, nie licząc łzawiącego i kichającego od czasu do czasu samca.
     – Na pewno wszystko jest ok? Nic ci się nie stało? – Orion szczerze martwił się o kuzyna. Nie chciał zrobić mu krzywdy, po prostu się potknął.
     – Wszystko jest w porządku. I nie mam ci niczego za złe. Każdemu mogło się zdarzyć...
     – Kamień z serca... – Basior o czarnym pysku odetchnął głęboko.
     – Ja nie raz stamtąd spadłam. – Misty jak zwykle wyczuwała, kiedy sytuacja potrzebuje odrobiny luzu. – Ostatnio chyba przedwczoraj. Nie dość, że sturlałam się na sam dół, to jeszcze wpadłam w zaspę. Głową w dół.
     – Nie wymyślaj, nie jesteś aż taką ciamajdą... – Karo sceptycznie podchodził do opowieści.
     – Tylko, że ona nie żartuje. Widziałam jej lisią kitę, wystającą ze śniegu u podnóża ścieżki. – Saba włączyła się do rozmowy.
     – Znam ten ból, siostro.
     – Teyla, ale ja nie jestem twoją siostrą.
     – Misty, ale ty wiesz, że tak się mówi. Wiesz, co nie?
     – Oj, mała, sarkazmu i ironii to musisz się jeszcze poduczyć od mistrza. – Ruda wadera zadarła lekko łeb, była dumna ze swojej riposty...
     – Chodzi ci o twojego tatę?
     Wszyscy, oprócz zielonookiej wilczycy, wybuchnęli śmiechem. Mało kto potrafił zepsuć Misty żart, albo obrócić go na swoją korzyść. Można powiedzieć, że Teyla dokonała wielkiego wyczynu.
     – Punkt dla ciebie, siostro. – Samica z białą końcówką ogona pokazała język przekomarzającej się z nią kuzynce.
     – Ach, jak wy uwielbiacie się droczyć. – Saba zrobiła kilka kroków w stronę wilczyc.
     – A ty to niby nie?
     – Misty, jak ty dobrze mnie znasz…
     – Dobra, starczy tej przesłodzonej kłótni. – Kida żałowała, że musi to przerwać. – Spektakl jest cudowny, ale mamy ważniejsze sprawy. – Spojrzała ukradkiem na Shadowa. Rozmowa znowu zejdzie na jego temat. Ciekawe jak na to zareaguje… A co jeśli to był jego plan? Zwrócić na siebie uwagę całej watahy? – Jesteśmy sami. Możemy nareszcie w spokoju porozmawiać. Jeśli ktoś chce coś powiedzieć, niech mówi teraz, w obecności reszty. Nie możemy pozwolić, aby jakaś sprawa nas skłóciła. Zaszkodzilibyśmy nie tylko sobie, ale i całemu stadu. Musimy mieć do siebie pełne zaufanie. Podczas polowania nie raz powierzamy swoje życie innym. Chyba rozumiecie, co mam na myśli?
     Przez dłuższy czas nikt się nie odzywał. Wszyscy przetrawiali w głowie słowa wadery. Zastanawiali się, czy warto zdradzać innym swój stosunek do pewnych spraw. Ostatecznie uznali jednak, że wpłynie to pozytywnie na relacje w grupie. Wszystko będzie jasne, nie będzie żadnych tajemnic. Istniało jednak niebezpieczeństwo, iż inni posiadają zupełnie inne zdanie… Nie każdy znosi sprzeciw głoszonym przez niego ideologiom…
     – Może ja. – Diego zabrał głos. Na ten widok Shadow zmrużył oczy. – Pewnie miałbym sporo do powiedzenia, ale tego nie zrobię. Ktoś mi ostatnio powiedział, że jesteśmy rodzeństwem, kuzynami, po prostu rodziną i musimy trzymać się razem. Mam pewną propozycję. Zapomnijmy o wszystkim. I nie chodzi mi o to, że boję się odezwać, tylko żeby przestać roztrząsać sprawę inicjalnego polowania… Chyba wiecie, o co chodzi? Po co mamy wyrzucać sobie błędy i wzajemnie się denerwować? Kida… wiem, że twój pomysł był inny, ale co powiesz na mój sposób? A wy? – Samiec przesunął wzrokiem po wszystkich zebranych. – Jesteście gotowi puścić w niepamięć to, co było złego, a skupić się na przyszłości?
     – Ja tak i, Diego… Świetny pomysł. – Biała wadera o lodowobłękitnych oczach stanęła koło brata, aby okazać mu swoje poparcie. Stopniowo kolejne wilki podchodziły do nich. Moon, Orion, Roy, Solo, Misty, Teyla, Saba… Tylko Shadow, Karo i Meira zostali na miejscu.
     – Dlaczego tak się zachowujecie? Czy to tak trudno choć raz pomyśleć o dobru całej watahy, zamiast być egoistą zapatrzonym we własny nos? – Ciemnobrązowy wilczek był oburzony.
     Czarnooka samiczka spojrzała na stojącego za nią brata, spuściła łeb i podeszła do wilków zebranych na środku półki. Karo ruszył zaraz za nią.
     – Sorry, Shadow, ale oni mają rację… I tym razem nie mówię tak z przekory, żeby mieć inne zdanie niż ty. – Biało–siwy wilk był zaskoczony tym, co mówi. Nie trawił kuzyna, zresztą chyba z wzajemnością, a teraz próbuje mu pomóc. To pewnie chwilowe zaćmienie mózgu, ale skoro już trwało… – Spójrz wkoło, zostałeś sam. W tej chwili może ci to pasuje, ale jeśli odetniesz się od reszty, oni odetną się od ciebie. Wszystko jest czarne albo białe, nie ma nic pomiędzy. To twoje ulubione powiedzenie. Albo teraz dołączysz do nas i zaczniemy od początku, albo zostaniesz sam.
     – No dobra. – Basior strzelił bezczelny uśmiech. – Przynajmniej ze mnie zejdziecie.
     Cała dwunastka stanęła razem w pokojowym nastroju, pogodzona ze sobą. Atmosfera natychmiast się rozluźniła. Pojawiły się nowe tematy do rozmowy, na przykład jakie są wyniki pierwszych obrad pod tytułem ,,kto ma zostać naszym następcą”. Dorośli dość często rozmawiali na ten temat. Oczywiście zawsze pod nieobecność młodzieży, która wychodziła specjalnie, aby tamci mogli być święcie przekonani, że ci młodsi nic nie wiedzą. A więc wszyscy prowadzili jedną wielką grę w ,,ja nic nie wiem, ja nic nie słyszałem”. Wtedy, na półce skalnej, młodziki gorąco dyskutowały na ten modny ostatnimi czasy temat. Każdy tak naprawdę miał inny typ. Próbowali też zgadnąć, za kim byli ich rodzice i wujostwo. Debata była zażarta.
     – A ty jak myślisz Misty, na kogo będzie głosował twój tata? Misty… Misty! – zaczął wołać Orion, gdy nie uzyskał odpowiedzi. – Ej, gdzie ona jest?
     – Nie ma też Saby i Teyli – oznajmił Roy.
     – Chyba zeszły na dół… Widziałem je kątem oka.
     – Dzięki, Solo. A więc prowadź. – Kida puściła brata przodem, po czym wszyscy ruszyli na dół.
     U stóp ścieżki zaczynał się wyraźny trop. Dróżkę w las ewidentnie utworzyły trzy osobniki. Nie zawracały sobie głowy ukrywaniem kierunku ich trasy. Reszta była pewna, że to ich zaginione w akcji samice.
     Po przejściu około kilometra dziewiątka wilków dotarła do małej polanki. Śnieg w tym miejscu był doszczętnie wydeptany, jakby przebiegło tamtędy stado bizonów. Dopiero po chwili dojrzeli trzy tarzające się samice. Gdy podeszli bliżej, usłyszeli ich cichy śmiech.
     – Co wy tu robicie? – Karo był zdegustowany. Nie widział celu w robieniu z siebie głupka.
     Samice pisnęły, gdy zorientowały się, że nie są same. Misty i Moon zerwały się do biegu, ale po chwili przewróciły się i ponownie zaniosły śmiechem.
     – Ja tego nie jadłam, ja tylko patrzyłam. To tak jakoś na odległość zadziałało…
     – Saba, jak ty wyglądasz! – Kida była przerażona. Jej siostra chwiała się na nogach, miała rozszerzone źrenice.
     – Nie wierzę! – Diego szybko pobiegł na skraj polany. Chwilę szukał czegoś pod warstwą białego puchu. Po chwili pokręcił głową z niedowierzaniem i powtórzył: – Nie wierzę…
     – Co one zjadły? – wrzasnęła wadera o lodowobłękitnych oczach.
     – Grzybki.
     – Ale jakie grzyby? Trujące? Śmiertelne? No mów!
     – Halucynki… One zjadły grzybki halucynki. – Basior o futrze w dziwnym odcieniu brązu nie wytrzymał i parsknął śmiechem, tak jak jego siostry i kuzynka kilka minut wcześniej.
_______________
No to wreszcie rozdział, z którego mogę być zadowolona! I z długości (wiem, mogłoby być dłuższe, ale to i tak był dla mnie postęp) i z treści. Tylko ta ilość bohaterów na raz... Boję się, że się nie połapaliście...
Myślę, że dialogi są ok, a ten wątek na końcu, który będzie kontynuowany w następnym rozdziale... Jak mi przyszedł do głowy, tak musiałam go wykorzystać :D
Szalona
Akti

2 komentarze:

  1. Jedna uwaga: nie powinni być "o starszym rodzeństwie"?
    Ach, to rozgwieżdżone niebo. Wczoraj po 23 wracałam do domu, a gwiazdy byly tak widoczne, że aż wzdychałam z zachwytu.
    Dobrze, że wilczki przyjęły taką strategię. Faktów nie da się zmienić, stanowią przeszłość, z której należy wyciągać naukę.
    Z grzybkami to nieźle wymyśliłaś. Sprawdzone info, że działają na wilki?

    Czekam na nn ^^
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Starszym! Jeju... XD Do tej pory nigdy nie zwróciłam uwagi na ten błąd... A przy okazji, szukając tego, znalazłam jeszcze kilka rzeczy. Wychodzi wczorajsze dodawanie na szybko...
      A ja akurat wczoraj wieczorem... A może już w nocy? XD nie byłam na dworze... A szkoda, może akurat u mnie też było tak dobrze widać?
      Przyznam się szczerze, że tego nie sprawdzałam. Dopiero teraz zaczęłam czegoś szukać i nie znalazłam nic bezpośrednio o wilkach, ale tu jest fajny artykuł
      http://m.newsweek.pl/czy-zwierzeta-sie-upijaja-i-narkotyzuja-na-newsweek-pl,artykuly,279996,1.html
      (mam nadzieję, że dobry adres i otworzy na komputerze bo ja kopiowałam z telefonu, ale nie powinno być różnicy...).
      Myślę, że wilki też jakieś sposoby mają... Jak większość zwierząt. A pomysł na te grzybki wzięłam chyba po części z jakiegoś filmu o niedźwiedziu, który oglądałam w dzieciństwie... Co prawda film fabularny, a niedźwiadek zjadł po prostu muchomora czerwonego, ale coś w tym musiało być.

      Usuń