Dni mijały. Nora czuła się coraz lepiej. Czas, który spędzała w jaskini, pozwolił jej na zregenerowanie sił. Szczenięta stawały się jednak coraz bardziej ruchliwe. Wszystko rozpoczęło się w momencie, kiedy wilczki zaczęły widzieć. Mimo że oznaczało to definitywny koniec spokoju, każdy czekał na ten moment. Wreszcie można było poznać kolor oczu młodych – u Kara jasnobrązowe, Roya siwe, Moon niebieskie, a Misty zielone. Początkowo przyglądanie się temu, jak poznają świat, wywoływało uśmiech. Pierwsze kroki i słowa były wielkim świętem.
Gdy szczenięta skończyły trzy tygodnie, zrobiły się dużo bardziej ciekawskie. Ciągłe pytania na temat wszystkiego, co ich otaczało, stały się denerwujące, a ucieczki z jaskini niebezpieczne. Ruda samiczka była w tej sprawie ekspertką. Nora co chwilę wybiegała za którymś z wilczków. Rana wadery już prawie się zagoiła, ale reszta uparła się, aby odpoczęła jeszcze przez tydzień...
– Wolałabym walczyć z pumą, zamiast ganiać za tą rozwrzeszczaną bandą – wymamrotała, trzymając w pysku Misty, która po raz enty próbowała uciec do lasu. – Roy, jesteś wilkiem, nie jakimś łosiem. Nie jedz tych badyli! – Opiekunka puściła trzymane szczenię obok Moon. – Dobry mi to relaks.
– Myślałem, że lubisz dzieci – Marley wraz z Ramirą i Kadem pojawili się w wejściu. Właśnie wrócili z polowania. Na ich futrze widać było jeszcze ślady krwi...
– Mama! Tata! – młode natychmiast przypadły do rodziców. Były głodne. Para zwróciła dla nich nadtrawione pożywienie*.
– Chodź, siostra. Uratuję cię od tego szaleństwa. Taht i Ronon czekają przy zdobyczy.
– Dzięki, chyba czytasz w myślach. Dzisiaj nieźle dały mi w kość.
Rodzeństwo wyszło, zostawiając rodzinę samą. Wilczki po chwili zaczęły siłować się między sobą. Ramira i Marley przyglądali się tej zabawie. Leżeli przytuleni niedaleko wejścia, korzystając z ostatnich promieni zachodzącego słońca. W pewnym momencie zauważyli, że Moon bacznie im się przygląda. Samiczka podeszła do nich i z ekscytacją oznajmiła:
– Jak dorosnę, też chcę być tak szczęśliwa z moim mężem.
Wadera zamarła. Spojrzała na partnera. W jego oczach zauważyła te same rozterki. Jak ma wytłumaczyć córce, że tak naprawdę nie powinna żyć. Związek z Marleyem nie miał prawa bytu, a jednak trwa. Wszystko dzięki wyrozumiałości Taht i Ronona. Czy córka nie jest zbyt mała, aby to pojąć?
– Kochanie. – Wilczyca z trudem wypowiadała słowa. – Tak naprawdę tylko para alfa może być razem i mieć dzieci. Ja i tata jesteśmy wyjątkiem. Mogliśmy was wychować, bo wujek i ciocia nam pozwolili. Inaczej ucieklibyśmy ze stada.
– Rozumiem. – Moon zamrugała oczkami, podreptała chwilę i wróciła do rodzeństwa. Tego co pojęła nie było wiele, ale na tamten moment jej to wystarczało.
Godzinę później zmęczone wilczki spały stulone w kolorową, futrzaną kulkę. Ich rodzice leżeli przed jaskinią. Zapadający zmierzch działał na nich usypiająco. Nagle usłyszeli pobudzone głosy reszty watahy. Sto metrów dalej zauważyli, że wszyscy oblegli Taht. Samica cicho jęknęła. Ronon przytulił ją i coś szepnął. Gdy wilki doszły do legowiska, Marley i Ramira spojrzeli pytająco na czarną waderę. Ta nie odpowiedziała. Nie musiała...
– No ile to może trwać?! – Ronon nerwowo dreptał w kółko. – Już trzy godziny...
– Czui, spokojnie. Natura rządzi się własnymi prawami...
– Bardzo śmieszne! Jakoś, gdy byłeś na moim miejscu, żarty się ciebie nie trzymały! – Na te słowa Kad parsknął pod nosem, co przywódca skwitował pomrukiem.
– No co? Pośmiać się nie można?
– Siedź cicho! Nie odzywaj się, jeśli nie wiesz, o czym mówisz! – Samiec alfa błyskawicznie doskoczył do brązowo-czarnego basiora. Ten nie dał rady uniknąć ataku. Został powalony i przygnieciony do ziemi. Skulił uszy, zaczął skamleć i oblizywać wargi w uległym geście. Ronon działał jak w amoku. Miał obnażone kły, a jego warczenie przechodziło ciało na wskroś. W momencie, gdy niebezpiecznie zbliżył kły do szyi leżącego wilka, Marley ocknął się. Był zdziwiony agresywnym zachowaniem brata, mimo że znał jego wybuchowy charakter. Musiał jakoś zareagować. Złapał go za kark i odciągnął na bok.
– Odbiło ci, czy jak? Opanuj się, Czubaka!
Samiec uspokoił się. Spojrzał na leżącego wciąż Kada, spuścił wzrok i odbiegł kilkadziesiąt metrów. Gdy się zatrzymał, miał przyspieszony oddech. Jak mógł zaatakować? Nie miał żadnego powodu, pretekstu! Wszystkie emocje, nadwyrężone w ostatnich dniach i godzinach, wyładował na Bogu ducha winnym wilku.
Basior dość długo bił się z myślami. Po godzinie uznał, że jest gotowy wrócić do towarzyszy. Podszedł prosto do swojej niedawnej ofiary.
– Przepraszam, nie wiem co mi się stało. To...
– Nie tłumacz się. Wiem, że jest ci trudno. Obwiniasz się o przeszłość, zamiast cieszyć się z teraźniejszości. Nie mam ci za złe tego, co się stało. Ufałem ci, ufam i nigdy nie przestanę. Wiem, że nic byś mi nie zrobił. Zbyt ważna jest dla ciebie rodzina.
Czas płynął. Noc była bezgwiezdna. Nawet księżyc skrył się za chmurami. Wilcze oczy jednak bez trudu dostrzegły Norę, Ramirę oraz idące pomiędzy nimi starsze szczenięta.
– No idź do nich! – rzuciła kremowa wadera. Ronon tylko na to czekał. Natychmiast puścił się biegiem w stronę jaskini.
Zatrzymał się dopiero przy niej. Leżała na boku. Gdy zobaczyła Ronona, podniosła łeb. W jej lodowobłekitnych oczach odbijało się zmęczenie, ale i bezgraniczna radość. Samiec natychmiast położył się koło żony i wtulił w czarne futro.
– Nawet nie wiesz jak się bałem, że cię już nigdy nie zobaczę. Jesteś całym moim światem...
Wilczyca nie dała rady zdusić łez wzruszenia. Zaczęły one płynąć ciurkiem po pysku.
– Ej, co się stało? – partner wytarł nosem mokre plamy na sierści Taht.
– Jestem na siebie zła, że nie potrafię wyrazić słowami tego, co do ciebie czuję...
– Słowa nie są potrzebne. Twoje oczy mówią wszystko.
Para przez jakiś czas nie odzywała się. Nie chcieli zepsuć tej wyjątkowej chwili. Ktoś musiał jednak przerwać to milczenie. Czekało na nich ważne zadanie.
– Mamy pięcioro cudnych szczeniąt, dwie córki i troje synów. Trzeba dać im jakoś na imię. Ten maluch jest do mnie podobny. – Przywódczyni wskazała czarnego wilczka z białą plamką na uchu. – Pomyślałam, aby nazwać go Shadow, czyli cień.
– Ładnie. Cień... Gwiazdy* przecież nie mają cieni. – Ojciec zaśmiał się łobuzersko. Przyglądał się dzieciom, gdy nagle jego wzrok przykuł szczeniak o... dziwnej maści. Brzuch miał biały, ale reszta futra była w niespotykanym odcieniu brązu. Przypominał korę drzewa, albo niektóre stare, spróchniałe pnie. Trudno go opisać. – Spójrz na tego malucha. Pierwszy raz widzę taką sierść. Nazwijmy go Diego. Usłyszałem to imię w rezerwacie i zapamiętałem. Za to chłopca z czarnym grzbietem i pyskiem nazwijmy... Chciałbym uczcić twojego ojca, ale nadanie mu tego samego imienia byłoby banalne...
– Może Orion, podobnie do Oryn, a mimo to inaczej.
– Tak. Orion pasuje. Tą nazwijmy Saba. – Basior wskazał kremową samiczkę z czarną tylną prawą łapką.– Zawsze podobało mi się to imię.
– Dobrze. Teraz ty się zgódź, aby białą nazwać Kida. Kiedy byłam mała, Pina opowiadała mi pewną historię. Podobno wiele lat temu na tym terenie żyła inna wataha. Jedną z jej członków była wadera o tym imieniu i identycznym kolorze. Odegrała wielką rolę w stadzie... Nie była jednak przywódczynią, wręcz przeciwnie – zajmowała pozycję omegi. Pewnej nocy została w legowisku z nowo narodzonymi młodymi alfy. Nagle w lesie wybuchł pożar. Ogień bardzo szybko się rozprzestrzeniał. Opiekunka mogła uciekać, ratować życie. Ona nie zostawiła jednak szczeniąt. Ponieważ były jeszcze ślepe, musiała przenosić je pojedynczo. Zostawiała wilczka w bezpiecznym miejscu za rzeką i wracała po następnego. Gdy zeszła do nory po ostatniego, ogień był już przy obu wejściach. Jama wypełniła się dymem. Kida i szczeniak ciężko oddychali. W końcu biała wilczyca podjęła decyzję. Wzięła młode w pysk i zaczęła tyłem wychodzić z legowiska, aby własnym ciałem zablokować płomienie. Do kryjówki młodych dotarła w chwili, gdy pożar całkowicie pochłonął przeciwległy brzeg. Odłożyła szczenię i ostatkiem sił zawyła, nawołują resztę. Gdy wataha ich znalazła, omega już nie żyła. Jej skóra była zwęglona, a resztki sierści zszarzały od dymu i sadzy... Nie życzę naszej córce takiego losu, ale chciałabym, aby była równie oddana dla stada.
Rankiem pozostałe wilki przyszły poznać nowych członków rodziny. Jedynie Nora coś napomknęła o tym, że cztery plus pięć to dziewięć. Jeszcze coś o przewadze liczebnej, ale tak naprawdę nikt jej nie słuchał. Dzieci Ramiry i Marleya były zafascynowane nowymi maluchami. Nie mogły uwierzyć, że też były takie małe. Cały dzień upłynął watasze na rozmowach i zabawie. Faktem jest jednak, iż Spokój i Szczęście krótko idą razem przez drogę Życia.
* Jest to normalne zachowanie wilków. Młode zaczynają jeść pokarm stały właśnie od zwróconego, nadtrawionego przez rodziców mięsa. Dopiero po jakimś czasie ,,biorą się'' za to prosto ze zdobyczy.
* Taht, a właściwie to Täht, oznacza 'gwiazda' po estońsku.
_______________
Więc Marley postawił jednak na swoim :D i Ronon taki zakręcony w nadawanie imion xD
Nowy rozdział znowu publikuję szybko... Początkowo chciałam na jak najdłużej zostawić sobie zapas rozdziałów, więc miałam publikować co tydzień... Ale od początku ten blog na blogspocie miał mnie motywować do częstszego pisania, więc jednak chcę jak najszybciej dojść do bieżących rozdziałów...
Ach, ta końcówka... Coś podejrzewacie? :D
Tajemnicza
Akti
EDIT: Szczeniakami Ronona i Taht wykreowanymi w ramach konkursu na onecie są Shadow i Saba.