wtorek, 28 lipca 2015

Drimer - własna droga. Rozdział IV

     Droga do domu trwała bardzo długo. Nikt nie chciał przyspieszyć, a jaskinia znajdowała się po drugiej stronie doliny. Wlekli się łapa za łapą, w ciszy. No, przynajmniej począt­kowo. Szczeniaki nie mogły znieść długotrwałego milczenia. Szczególnie Teyla i Solo. Pysk im się nie zamykał. Były bardzo ciekawe oficjalnego sprawozdania z polowania, więc co chwilę podbiegały do któregoś uczestnika, wypytując o drobne szczegóły. Dwulatki były nieugięte. Nic nie zdradziły.
     Wataha miała już za sobą połowę dystansu dzielącego ich od legowiska, gdy obraną trasę przecięła im rzeka Silva. Mogli ominąć jej źródło, ale musieliby nadłożyć kolejny kilometr. Przywódcy pewnie wkroczyli na pokryty śniegiem lód. Zdawał się mocny. Nie trzeszczał, nie był popękany. Ronon i Taht dali znak reszcie, że mogą iść za nimi.
     Pierwszy przeszedł Karo i Shadow, potem Moon, Saba, Diego... Wreszcie przyszła kolej na Roya. Samiec ostrożnie postawił łapę na śliskiej powierzchni, ale natychmiast ją zabrał. Przed oczami od razu stanął mu najczarniejszy scenariusz. Zamarznięta pokrywa okazuje się dla niego za cienka. Basior wpada do lodowatej wody, a ta się nad nim zamyka. Gdy oprzytomniał, cofnął się o jeszcze jeden krok, dla pewności. Orion, żeby ośmielić kuzyna, wskoczył na lód. Mimowolnie zrobił piruet. Postawił szeroko łapy, dla lepszej równowagi. Odwrócił łeb w kierunku brązowego wilka.
     – No chodź! Jest super. – Tamten w odpowiedzi tylko pokręcił głową. – Nie chcesz po do­broci?
     – O nie... – Roy uświadomił sobie konsekwencje własnego niezdecydowania.
     Nie pomylił się. Czarno-biały samiec podbiegł do niego i siłą wciągnął na zamarzniętą wodę. Basior z czarnym pasem na grzbiecie zaparł się łapami i cały zesztywniał. Orion nie przygotował się na taką ewentualność. Zachwiał się i upadł. Uśmiechy wypłynęły na pyski pozostałych wilków. Wataha natychmiast się ożywiła. Wszyscy weszli na lód, który nie miał przeciwko temu żadnego trzeszczącego sprzeciwu.
     Drapieżniki rozbiegły się po rzece. Saba nabierała rozpędu, a potem sunęła po śliskiej po­wierzchni. Moon bardzo szybko spostrzegła, że cienka warstwa śniegu pokrywającego ,,lo­dowisko” topnieje w zetknięciu z ciepłymi poduszkami łap. Łatwiej się wtedy poślizgnąć. Wybierała miejsca, gdzie biały puch został zwiany. Diego z zaciekawieniem przyglądał się rybom przepływającym pod nim. Każdy znalazł sobie jakieś zajęcie.
     To Marley pierwszy zaczął się nudzić i to on rozpoczął grę w berka. Najpierw złapał Sha­dowa, potem przyszła pora na Kara, Sola, Roya... Nawet on brał udział w zabawie.
     Wadery były niepokonane ze swoją szybkością i zwinnością. Uchwycenie ich wiązało się z nie lada wysiłkiem. Kiedy przyszła kolej Ronona, samiec podłamał się. Teyla zręcznie mu uskakiwała, tak samo jak Misty. Przed nosem śmignęła mu Meira. Już, już miał ją złapać, ale ta zrobiła unik. Udawała, że ta cała bieganina wcale jej nie interesuje, ale czarne oczy błyszczały samicy z podekscytowania. Przywódca przyjrzał się córce. Ostatnio bardzo wy­rosła. Stała się smukła, wręcz zwiewna. Miała delikatny, filigranowy chód i długie łapy. Była po prostu piękna.
     Alfa podbiegał do kolejnych wilczyc. Moon wykorzystała swoją wiedzę i sprawiła, że się poślizgnął. Saba wykonywała błyskawiczne ślizgi, żeby przedostać się na drugi koniec rzeki. Taht i Kida nawet nie uciekały. Siwo-czarny samiec wiedział na co je stać.
     Po wielkich trudach nowym ,,berkiem” została Nora, a zaszczyt jej pierwszego celu przy­padł rudemu wilkowi. Ten zaczął uciekać. Nagle zaskowyczał i upadł. Od razu podbie­gli do niego brat i partnerka.
     – Marley, co ci jest?
     – Spokojnie, Rami. – Spróbował się podnieść. Ronon mu pomógł. – Pewnie źle stanąłem. Przejdzie mi.
     – Chyba czas wracać do domu – zadecydował przywódca.

_______________
Ok... Skleroza nie boli.
Co myślicie o końcówce? Macie jakieś teorie spiskowe?
Na górze, pod nagłówkiem, pojawił się spis treści. Niby wszystko można znaleźć w archiwum... Ale tak powinno być łatwiej ;)

Nadal pracująca nad blogiem
Akti

2 komentarze:

  1. Tu powrót z polowania, a tu zamarznięte jezioro i pomysł na zabawę sam przychodzi do głowy :) Dobre opisy, mam nadzieję w miarę szybko ogarnąć wszystkich bohaterów, choć jest ich wielu.
    Marley. Jeżeli stało mu się coś poważniejszego - naderwanie ścięgna, skręcenie, zwichnięcie - to będę tym zasmucona, ale nie zaskoczona.

    Czekam na nn ^^
    Ściskam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie to była zamarznięta rzeka ;)
      Bohaterowie... Nie wiem co mnie napadło żeby zrobić ich tylu ale... Jakoś mi się namnożyli xD
      A z Marleyem sprawa wyjaśni się dopiero za kilka rozdziałów ;-)

      Usuń