Gdy Nora upadła, w grupie zrobiło się zamieszanie. Dopiero wtedy wilki uświadomiły sobie, że od walki z niedźwiedziem zachowywała się dość dziwnie. Wszyscy szybko podbiegli do leżącej wadery. Ponieważ ta przewróciła się na prawy bok, każdy mógł zobaczyć powód jej utraty przytomności. Rana wyglądała paskudnie. Kremowa sierść na jej łapie stała się ciemnoczerwona, a miejscami nawet brązowa od zaschniętej krwi. Myśl ,,jak mogliśmy tego nie zauważyć?” przewinęła się w głowach zwierząt, ale nikt nie wypowiedział jej na głos.
– Musiała strasznie cierpieć... – głos Ramiry załamał się. Nie była w stanie powiedzieć nic więcej.
– Musimy zabrać ją do jaskini. Od naszego gapienia się nie wyzdrowieje. Czui, ty jesteś najsilniejszy. Jeśli uda nam się...
– Może lepiej jej nie ruszać. Jeśli ma połamane kości, tylko pogorszymy jej stan.
– Taht, Marley ma rację. Zostawienie jej tu, w pełnym słońcu, mogłoby skończyć się przegrzaniem. Dochodzi już południe, a nie wiemy, kiedy się ocknie. – Ronon wydawał się spokojny i opanowany. Prawda przedstawiała się zupełnie inaczej. Wewnątrz samiec był cały roztrzęsiony. Obwiniał się o całą tę sytuację. Jako przywódca powinien się zainteresować, że Nora zostaje w tyle, zdaje się nieobecna. On nawet tego nie zauważył! Nie mógł jednak okazać innym swoich emocji, gdyż alfa powinien być ostoją i oparciem dla całej watahy. – Najłatwiej będzie, jeśli zaniosę ją na grzbiecie. Podnieście ją delikatnie... właśnie tak! Teraz stójcie, a ja się pod nią wsunę. Dobrze, możecie puścić. – Ranna wilczyca leżała na plecach basiora w taki sposób, że jej łapy zwisały po obu stronach, a głowa opierała się na karku samca. – Ramiro, Marleyu, stańcie przy moich bokach. Pilnujcie, aby Nora się nie zsuwała. Taht... ty jesteś najszybsza. Pobiegniesz przodem i poinformujesz o wszystkim Kada. Potem nie będzie czasu, a musi wiedzieć, co się wydarzyło, żeby mógł pomóc. My pójdziemy powoli. Podczas biegu ona – tu wskazał nieprzytomną waderę – mogłaby spaść. Ruszaj, już!
Przywódczyni nie trzeba było powtarzać polecenia po raz drugi. Natychmiast skierowała się w stronę legowiska i zaczęła biec. Jej głowę zaprzątały dwie myśli. Pierwsza z nich była poświęcona kremowej samicy. Taht również obwiniała się o tę sytuację, tak jak Ronon. Czarna samica dobrze znała charakter przyrodniej siostry. Wiedziała, jak bardzo potrafi ona być dumna. Nie poprosiłaby o pomoc, nawet gdyby od tego zależało jej życie. Podobno miała to po matce... Druga myśl była bardziej praktyczna: jak opowiedzieć wszystko bratu tak, aby nie zajęło to pół dnia? Nie mogła się zbytnio nad tym zastanowić, gdyż w tamtej chwili była prawie u celu.
Opiekunowi szczeniąt czas dłużył się niemiłosiernie. Młode smacznie spały, a jemu zaczynał się udzielać ten zbyt spokojny nastrój. Samiec, próbując opanować narastające zmęczenie, wyszedł przed jaskinię. Najpierw chodził w kółko, ale szybko przestało to na niego działać. W końcu położył się przy wejściu, jednak pożałował tej decyzji. Jego oczy zaczęły się powoli zamykać, a on nie potrafił nic na to poradzić. Już prawie zasnął, gdy leśną ciszę przerwał donośny i nienaturalnie wysoki krzyk.
– Kad!
– Wcale nie śpię, wcale nie śpię. – Basior błyskawicznie otworzył oczy. Ujrzał Taht, która biegła w jego stronę. Gdy stanęła przed bratem była okropnie zmęczona i ledwo łapała oddech. Samca momentalnie opuściła ochota na żarty. Wstał i podszedł do siostry, a w jego oczach odbiła się troska i cień strachu. – Co się stało?! – Wilk wysłuchał uważnie całej opowieści. Gdy wadera skończyła, brązowo-czarny samiec spuścił łeb i milczał przez chwilę. Nie trwało to długo. Zaraz się otrząsnął. – Ta duma kiedyś ją zgubi. Przecież jesteśmy rodziną, wszyscy razem. Pomoglibyśmy jej... Chyba nie była na tyle głupia, aby myśleć, że udałoby się jej ukrywać tę ranę w nieskończoność. I tak zauważylibyśmy ją, prędzej czy później, więc po co to wszystko?! – Mimo pozornej złości, Kad kochał Norę, tak samo jak Taht, mimo że ranna wilczyca miała inną matkę. Denerwował się, ponieważ był bezsilny i nie mógł pomóc siostrze.
– Uspokój się. Znasz ją, jak zwykle chciała być niezależna i samowystarczalna, ale zbagatelizowała zbyt ważną sprawę. Ja też po części zawiniłam. Powinnam była zauważyć, że coś jest z nią nie tak...
– Nie zadręczaj się. – Samiec zdążył opanować emocje po słowach czarnej wadery. Teraz odezwał się znowu, już spokojnym głosem. – Nawet gdybyś o wszystkim wiedziała, ona nie dałaby sobie pomóc... – Chciał chyba dodać coś jeszcze, ale w tamtej chwili zauważył Ronona, Marleya i Ramirę, zbliżających się do jaskini. Na grzbiecie przywódcy leżała nadal nieprzytomna Nora.
Po trzydziestu minutach samica znajdowała się w głębi groty. Jej rodzeństwo wylizało ranę i zaschniętą krew. Wszyscy bardzo się martwili, gdyż wilczyca ani razu nie otworzyła oczu, choćby na chwilę, mimo że od jej utraty przytomności minęły już dwie godziny.
– Czy możemy coś jeszcze zrobić ? – Kadowi nie udało się zapanować nad drżeniem głosu.
– Niestety nie. – Samiec alfa przecząco pokręcił głową. – Teraz wszystko zależy od niej.
,,Co to za szmer? Nie, to jakieś głosy. Dlaczego nie mogę się skupić?! Moja łapa, głowa... Wszystko we mnie pulsuje, a łopatka pali żywym ogniem! Zaczynam sobie wszystko przypominać... Brolgei, słodki smak jego krwi i zwycięstwa. Chwilę potem upadek prosto na jakiś twardy kamień. Czy ja zawsze muszę mieć takiego pecha?! Później zemdlałam, w drodze do domu... Powoli przejaśnia mi się w głowie. Słyszę... to Kad. Rozmawia z Taht i Rononem o... o mnie. Martwi się, że nadal jestem nieprzytomna. Jaki to ma sens? Przecież dopiero co upadłam. Spróbuję podnieść powieki... Ała! Dlaczego tu jest tak jasno? Nie mogli przenieść mnie w cień?! Zauważyli, że się obudziłam... Pytają czy ich słyszę. Proszą, żebym się odezwała...”
– Słyszę was już od dobrej chwili – przemówiła Nora, przerywając swoje rozmyślania. – Mówiliście, że długo śpię. Długo czyli...
– Trzy godziny, Śpiąca Królewno. Musisz nam wszystko wyjaśnić, ale może najpierw otworzyłabyś oczy? Dziwnie się tak rozmawia.
– Sam spróbuj je otworzyć, gdy słońce świeci prosto na ciebie, mądralo! – wadera krzyknęła na rudego basiora, choć wiedziała, że ten tylko żartował. Była zmęczona.
– Ucisz się Marley! To nie czas na bezsensowne komentarze! – Brązowo-czarny wilk mimowolnie się zdenerwował. Normalnie sam śmiałby się z jego słów, ale teraz był zbyt przejęty stanem siostry. – Lepiej? – Samiec przesunął się przed kremowa wilczycę, tworząc dla niej cień. Z jego głosu zniknęła uprzednia złość.
– Tak, dziękuję. – Wadera powoli otworzyła swoje złote oczy.
– Co tam się stało? Jak zostałaś ranna? Nie złamałaś sobie nic? – Taht podeszła do Nory i położyła się koło niej.
– Nie, nic sobie nie złamałam. To był zwykły przypadek. Brolgei zrzucił mnie, a ja upadłam prosto na jakąś ostrą skałę. Swoją drogą skąd ona się wzięła na środku łąki?
– To nie mogło być to. Żaden kamień, nawet bardzo ostry, nie spowodowałby takich obrażeń. Twoja rana jest zbyt, hmm... gładka. Sądzę, że to coś pozostałego po tamtym kłusowniku. Pewnie jakieś zardzewiałe żelastwo, lub stare wnyki. – Ronon bardzo spoważniał. Dla każdego był to ciężki temat. Świadomość, że jakiś ślad po tamtym człowieku pozostał na ich terytorium, przywoływała bolesne wspomnienia.
– Jest też dobra wiadomość. – Marley postanowił rozładować panujące napięcie. – Przez kilka tygodni nie będziemy musieli się kłócić, kto zostanie ze szczeniakami. – Basior uśmiechnął się łobuzersko.
– No jasne! – oczy Ramiry złowrogo zalśniły. – Ty, jako dobry i współczujący kolega z watahy, zajmiesz się dziećmi. Nora w tym czasie będzie się wylegiwać i dochodzić do siebie. – Na te słowa rudy basior zrobił głupkowatą minę, jaką tylko on potrafi, i wszyscy się roześmiali.
_______________
Wow... Udało mi się xD jednak jak chcę, to potrafię :-D
Rozdział... Zdaje mi się, że średni. Mało się dzieje... Ale to już wy ocenicie :-)
Swoją drogą ostatnio mam sporo wejść dziennie (doszło do 69, dla mnie to dużo i... tak, wiem, 69 xD). Bardzo za to dziękuję! ;* Nie wiem ile z tych osób czyta rozdziały, ale może kilka by się znalazło... Zachęcam do komentowania. To kilka słów, choć krótka opinia na temat całości lub konkretnego rozdziału. Dla was chwila, a dla autora bardzo dużo!
Dziękująca
Akti
Gratuluję dotrzymania terminu :D
OdpowiedzUsuńNaprawdę coraz bardziej widać różnicę w pisaniu, jest zdecydowanie więcej opisów, a dialogi nie są przesadzone.
Ałć. Biedna Nora, naprawdę. Otwarcie się starych ran bywa boleśniejsze niż pierwsze oberwanie.
Rozbawił mnie Kad, myśląc, że wataha ma niańkę dla szczeniąt. Huehuehue.
Czekam na nn ^^
Ściskam! :)
Haha xD udało się :-D
UsuńMówiłam że potem jest tylko lepiej ;) nawet dzisiaj jestem w trakcie pisania najnowszego rozdziału i sama widzę że idzie mi coraz łatwiej. Wyrobiłam limit 1600 słów (chociaż limit to złe słowo... Raczej próg minimalny) bez żadnego wysiłku i nawet nie wiem kiedy... Dlatego nie przerwę Drimer. Bo nie dość że mam jeszcze mnóstwo pomysłów to jest to swego rodzaju kronika mojej twórczości i stylu :)
Nie bardzo wiem o jakie otwarcie starych ran ci chodzi... Chyba że o kłusownika i tragiczne wspomnienia... To rzeczywiście. Blizny na psychice czasem bardziej bolą niż te fizyczne.
A o niańce mówił Marley xD wiem... Dużo mam tych bohaterów :/ a będzie jeszcze więcej... Ja się łapię ale właśnie nie wiem jak czytelnicy... I od razu mówię że nie musisz przepraszać! Rozumiem.
Ach to ,,huehue'' xD
P.S. Nie ma to jak pierwszy raz od założenia zajrzeć na gmaila i zobaczyć wiadomość sprzed minuty o twoim komentarzu :3
A następny rozdział... Skoro tak dobrze poszło z tym terminem to może jutro? :-D
O tak, z imionami bohaterów można się machnąć, ale postaram się następnym razem zapamiętywać, co kto powiedział. Sama w Rozważnej mam znacznie więcej postaci (bo główne, drugoplanowe, trupy, epizodyczne, "pojawiające się i znikające"), wiem, jak czasami trudno to ogarnąć.
UsuńPonoć (zdaniem Naff) moje "huehuehue" jest przerażające.
Ja nie wymagam od ciebie żebyś pamiętała co kto mówił xD
UsuńAch... Te trupy xD i znikające epizody xD nie... To u mnie zwykle jak ktoś się już pojawia to ma jakiś cel... I zabawia na dłużej. Zwykle... XD
Ja jeszcze swojego huehue nie mam xD Naff nie zdążyła mnie na to przekabacić xD