Basiory stały naprzeciwko siebie i badały się wzrokiem. Krok za krokiem, okrążenie za okrążeniem. Cały czas zachowywały stałą odległość. Dla Ronona była to chwila wytchnienia po długiej walce z Gmorkiem i jego towarzyszem. Nie odniósł poważnych ran, ale zmęczenie również dawało o sobie znać. Próbował skupić się na rozszyfrowaniu Darkusa, tylko że ten nie ułatwiał mu zadania. Poruszał się szablonowo, bez żadnych zbędnych ruchów. Pilnował, aby utrzymać swoje cechy w tajemnicy. Nagle siwo-czarnego samca olśniło. Przecież już widział przeciwnika w akcji! Podczas ataku Taht błyskawicznie się obronił. Jego atuty to prędkość i refleks!
,,Szybkie wilki mają ogromną przewagę nad ofiarą i wrogiem, ale tylko na dużych dystansach. Gdy odległość się zmniejsza nie mają gdzie się rozpędzić i tracą możliwości. Wygrać z nimi można poprzez walkę wręcz" - W uszach Ronona rozbrzmiał głos partnerki.
No jasne! To miało sens! Jeśli zaatakuje pierwszy, zwiększy szansę na wygraną. Będzie mógł wykorzystać swoją siłę połączoną z pragnieniem zemsty, a Darkus straci element zaskoczenia.
Skoczył. Chciał przewrócić przeciwnika i szybko zakończyć bitwę. Nie udało mu się wykonać planu. Czarny basior zrobił tak błyskawiczny unik, że nawet go nie dosięgnął. ,,Jest znacznie szybszy niż myślałem" przemknęło mu przez głowę. Zawrócił w miejscu i nie zwalniając ruszył z powrotem. Tym razem odległość była mniejsza, ale i tak nie dał rady zadać precyzyjnego ciosu. Zaledwie przyszczypnął mu skórę. Tamten natychmiast się wyszarpnął, zostawiając Rononowi trochę wyrwanej sierści. Jeszcze jeden atak i jeszcze, i jeszcze...
,,Jako przywódca powinieneś zdawać sobie sprawę, że wściekłość jest złym doradcą." Znowu słowa Taht. ,,Dlaczego ona zawsze ma rację? Dlaczego sama ruszyła na basiora? Takie samo pytanie zadała po śmierci Siroko... Historia lubi się powtarzać. Nie poddam się. Zwyciężę. Dla niej..."
Kolejny skok. Złapał jego łapę. Wysoko, blisko tułowia. Czarny samiec nie pozostał mu dłużny. Zatopił zęby w plecach, przy szyi przeciwnika. Stali tak chwilę, złączeni ze sobą. Ronon w tej pozycji nie miał szans na obronę, ale przecież najlepszą obroną jest atak... Zacisnął mocniej szczękę na przedniej kończynie Darkusa. Jednym ruchem zmiażdżył mu kość. Skorzystał, że wróg poluźnił uchwyt i odskoczył. Natychmiast rzucił się z powrotem. Uderzył wilka bokiem, aby znowu spróbować go przewrócić. Bezwładna łapa czarnego basiora tylko to ułatwiła. Tamten upadł, ale od razu się podniósł. Widać było, że napina mięśnie z bólu, ale nie zniżyłby się do uległości. Przywódca watahy Drimer był coraz bardziej wyczerpany. Te wszystkie chybione ataki zrobiły swoje. Samiec opuścił łeb. Cały drżał.
,,Darkus przewidział to. Sam ma jeszcze dużo sił, mimo złamania. Dlatego zaproponował walkę na śmierć i życie. Chyba że... Istnieje jeszcze jeden sposób. Od początku o nim myślałem, ale jest ryzykowny. Nie mam jednak wyboru..."
- Wygrałeś. Poddaję się... - Siwo-czarny wilk jeszcze bardziej opuścił głowę. Słyszał za sobą jęk Nory. Gotował się w środku. ,,Po co tak ryzykuję?"
- Ach, Ronon. Taki byłeś hardy i pewny siebie jeszcze pół godziny temu. - Zwycięzca powoli się przybliżał, kulejąc. - Postawiłeś na szali swoje życie. Stanąłeś do nierównej walki. Przeciwnik okazał się jednak silniejszy. A mogłeś zwyczajnie uciec...
Odległość między nimi cały czas się zmniejszała. Wreszcie ranny wilk stanął nad drugim. Nagle błysnęły kły, rozległo się warczenie i dziki skowyt. Wszystko rozegrało się błyskawicznie. W sekundę zwycięzca stał się przegranym i leżał przyduszony plecami do ziemi.
- Mogłem uciec, ale wtedy... hmm... ominęłaby mnie zabawa. - Na pysk Ronona wypłynął uśmiech triumfu. - Zamiast wygłaszać przemówienia mogłeś mnie zabić, szybko i bezproblemowo. Teraz to ty jesteś na mojej łasce. Masz pecha, dziś mam zły humor.
- Proszę! Wypuść mnie! Odejdziemy. Daleko. Już nigdy nas nie zobaczysz.
- O, w to, to nie wątpię. Przecież zmarli nie składają wizyt.
- Miej litość!
- A ty ją miałeś dwa lata temu dla mojej rodziny?! Dla Taht?!
- Inett, ratuj mnie! Inett!
- Za późno. Żegnaj, Darkus... - Z łatwością złapał szyję wroga. Zacisnął na niej kły, rozrywając tętnice. Do pyska napłynęła mu ciepła, słodka krew. Natychmiast puścił basiora i odszedł w stronę swojej watahy. W połowie drogi rzucił jeszcze do Dark Lightów: - Wynoście się stąd. Zabierzcie ze sobą trupy. - Siwa przywódczyni rzuciła mu wściekłe spojrzenie. Szybko jednak podbiegła do tonącego we krwi partnera.
Wyczerpany samiec powolnym, łamliwym krokiem dołączył do swoich. Kad na jego widok próbował się podnieść, ale Nora go powstrzymała. Ronon nie patrzył na nich. Serce ścisnęło mu się na widok czarnej wadery. Taht leżała na lewym boku (upadła na prawy). Skórę na głowie od oka, aż po ucho, miała całkowicie zdartą. Jej oddech był płytki i urywany. Mąż przytulił się do niej, a potem uniósł łeb i zawył, najgłośniej jak mógł. Wycie to było pierwszym, co usłyszałam w życiu. Miało być wiadomością o zwycięstwie, ale przepełniał je ból. Po chwili dołączyły trzy inne głosy. Nie wiem, dlaczego zrobiłam to samo. Miałam dopiero pięć dni. Stać mnie było jedynie na ciche popiskiwanie. Wtedy myślałam, że brzmi to inaczej. Mimo wszystko wiedziałam iż jest to doniosła chwila. Wataha Drimer władała Cremo. Bitwa ta była ważnym wydarzeniem w historii doliny i stada.
- Ach, Kida! To było cudowne! - Trzymiesięczna samiczka wpatrywała się w siostrę beżowymi oczkami. Miała krótką i gładką, jasnobrązową sierść z ciemniejszymi plecami i pyskiem. - I to wszystko zdarzyło się naprawdę?
- Tak, Teylo. Wszyściutko. A tobie, Solo, jak się podobało?
- Jesteś najlepszą siostrą na świecie! - brązowy samczyk z czarnym grzbietem i żółtymi oczami przytulił waderę.
- Ja też tu jestem... Mnie nikt nie wyściska? - Diego udał urażony ton. Dwójka rodzeństwa przypadła do niego. Starszy brat przewrócił się, niby pod ich ciężarem.
Kida zerknęła za siebie. Meira siedziała po drugiej stronie jaskini. Udawała, że nie interesuje jej historia, ale cały czas nasłuchiwała, co nie uszło uwadze opowiadającej. Już teraz zapowiadała się na piękną wilczycę. Jej długie, białe futro było wyjątkowo puszyste, w szczególności ogon. Czarny nos, oczy i końcówki uszu wspaniale z nim kontrastowały.
- Ktoś jest głodny? - W wejściu pojawił się Ronon. Wraz z całą grupą wracali z polowania. U jego boku stała Taht. Po prawej stronie jej głowy sierść była rzadsza - pamiątka po bitwie. Kark Kada wyglądał tak samo. Teyla i Solo natychmiast pobiegli do rodziców, domagając się posiłku. Ci zwrócili dla nich część zjedzonego wcześniej mięsa. Meira podeszła ostatnia, powolnym i nonszalanckim krokiem. Ona również dostała swoją porcję.
- Wujku, czy to prawda, że każdemu z nas wymyśliłeś przezwisko lub zdrobnienie? - jasnobrązowa samiczka zwróciła się do Marleya godzinę później.
- Tak, to prawda.
- A zdradzisz je nam?
- Właśnie! Ja nadal nie znam swojego, tato - oburzyła się ruda wadera.
- Ani ja! - zawtórowało jej kilka innych wilków.
- No dobrze! Już! Powiem wam. Ronona nazywam Czubaka albo Czui, tylko to już wiecie. Taht to Hati. Kad - Scar...
- Blizna! No dzięki!
- Nora jest Nirą - kontynuował basior. - Ramira - Rami. Moon - Luna. Roy - Reyden. Karo - Roko. Misty... - tu spojrzał na córkę. - Przypominasz lisiczkę więc Fox lub Foxi. Orion - Oryn...
- Przecież to imię dziadka. Co on ma ze mną wspólnego?
- Nie wiedziałeś, że to na jego cześć dostałeś podobne imię? No, idziemy dalej. Shadow to Dash. Saba - Sabcia i Sasi. Diego - Digito, Digi. Za to Kida - Kiva.
- Wszystko fajnie, ale nie bądźmy gorsi! - Kad zabrał głos. Co wy na to, żeby od dzisiaj Marleya nazywać Rudy albo Red? - Rozejrzał się. Wszyscy kiwali głowami. - Więc teraz ty także masz pseudonim.
- A my? - Solo zadał pytanie w swoim oraz rodzeństwa imieniu.
- Wam jeszcze nie wymyśliłem. Kto wie, może już niedługo...
Kida wymknęła się z jaskini i wspięła na półkę skalną położoną nad legowiskiem. Siadła na brzegu i obrzuciła wzrokiem całe terytorium. W jej lodowobłękitnych oczach, odziedziczonych po matce, odbijał się zachód słońca.
- Zapłacisz mi za tę ,,dziwną maść" - Diego uśmiechnął się do siostry. Ta odpowiedziała mu tym samym, ale nie odwróciła głowy. - Co robisz? - zapytał, siadając koło niej.
- Myślę.
- Nad czym?
- Że w naszym życiu zaczął się właśnie zupełnie nowy rozdział.
KONIEC... CZĘŚCI PIERWSZEJ
_______________
Miałam opublikować zaraz po odpowiedzeniu na komentarz Cleo pod poprzednim rozdziałem... Ale chciałam dodać jeszcze piosenkę na początek... jednak zrezygnowałam. Bardziej będzie pasować do drugiego bloga ;)
I tak w XVII rozdziałach streściłam XLIV rozdziały xD Wilcze życie pisałam przez... Trochę ponad 3 lata. I tak jestem dumna, że tę historię skończyłam i piszę ją dalej. Dziękuję tym osobom, które przez te (tutejsze) XVII rozdziałów przebrnęły. A szczególnie Cleo, która każdy rozdział komentowała i dała kilka rad ;) Mam nadzieję, że nie uważasz tego czasu za stracony ;) ale dziękuję też wszystkim, bo patrząc na ilość wyświetleń konkretnych postów, to może jeszcze kilku czytelników by się znalazło... ;)
A teraz jeszcze co do treści. Chyba już wiecie, dlaczego nie dołączyłam tego rozdziału do poprzedniego. Chciałam was trochę potrzymać w niepewności... I nie chciałam dawać całej akcji na raz. Ale ostatecznie nie wiem, czy był to dobry pomysł...
Cleo, jednak intuicja cię do końca nie zawiodła ;)
Co myślicie o końcówce? I o tym, że cała historia okazała się opowieścią Kidy? ;)
Nie martwcie się ilością przezwisk! Używa ich tylko Marley, więc nie będą wykorzystywane nagminnie. To jest bardziej jako ciekawostka i dopełnienie postaci Marleya, bo już dawno pisałam, że każdemu coś wymyślił ;)
I teraz co do dalszego publikowania... Raczej nie jutro, bo muszę uporządkować te rozdziały. I mam jeszcze do opublikowania kilka ciekawostek ;) i informacje o każdym bohaterze... Po prostu takie ,,karty informacyjne'' czyli imię, przezwisko, rodzina, wygląd, charakter... I zdjęcie. Bo nie dość, że bohaterowie są nietypowi, to jest ich dużo. Może ułatwi to trochę uporządkowanie informacji o nich.
Więc za kilka dni ruszam z publikacją drugiej części, a na razie jeszcze raz wszystkim dziękuję ;)
Zadowolona z ukończenia pierwszej części
Akti
Początkowe opisy i rozmyślenia Ronona wyszły Ci bardzo dobrze :) Naturalne, nie jakieś przekłamane.
OdpowiedzUsuńZaskoczyła mnie uległość Ronona, w mojej głowie pojawiła się myśl, że to do niego niepodobne i to się tak nie skończy.
Brutalny finał spotkania dwóch watah mnie nie zaszokował, właściwie to czytając o przegryzaniu tchawicy, uśmiechałam się jak psychopata.
Nie jest mi szkoda Dark Light, przeliczyli po prostu swoje siły i zamiary. Niech wiedzą, że to Drimer rządzą na tym terenie.
Nie spodziewałam się, że to opowieść Kidy. Ciekawy, nieczęsto spotykany zabieg.
Też zdarza mi się wymyślać przezwiska, ale zazwyczaj dla parringów.
Nie dziękuj za komentarze i rady, to drobiazg ;)
Gratuluję ukończenia części pierwszej, czekam na kolejną(e).
Ściskam! :*
A właśnie tych przemyśleń się bałam... W sensie czy nie spowolnią akcji. Ale wychodzi na to że dobrze wyszło ;)
UsuńCzyli masz dobre myśli ^^ jakby Ronon się poddał to by nie był Ronon xD tylko jego marny sobowtór...
Jak mógł cię zszokować skoro przewidziałaś to już w poprzednim rozdziale? ;) i było ''huehuehue'' xD chyba historie Naff i Królika też mają na ciebie zły wpływ xD
Ja uwielbiam wyróżniające się i dobitne zakończenia. I wszelkie zapętlenia ;) i akurat że właśnie tak chcę skończyć tę część wiedziałam... prawie od początku ;)
Haha... Te połączenia dwóch imion? Nie... To raczej nie u mnie xD
Mam za co dziękować bo nie każdy komentuje. Np na wattpadzie są te gwiazdki i większość czytelników myśli że to starczy... Ale zwykle sami nic nie piszą więc nie wiedzą jak to jest.
Czy będzie kolejna czy kolejne... Hmm... Niech to na razie zostanie moją słodką tajemnicą ;) myślę że zacznę publikować tak za 2-3 dni.