sobota, 4 lipca 2015

Drimer - wilcze życie. Rozdział XI

     Od wyznania Taht minęły cztery tygodnie. Ronon nie troszczył się o nią już tak przesad­nie, jak wcześniej. Zrozumiał, że przecież ostatnim razem brała udział nawet w polowa­niach i nic się jej nie stało.
     Tamtego dnia stado znakowało granice. Wataha Dark Light nie wkraczała już na ich teren, ale trzymała się niebezpiecznie blisko. Z tego powodu patrole nadal odbywały się codzien­nie.
     Po powrocie do legowiska Ramira odezwała się:
     – Wiecie co, znudziło mi się mięso wapiti. Zjadłabym łosia, a wy?
     – Przecież niedawno jedliśmy. Już zgłodniałaś? – zdziwił się Kad.
     – No… tak. Taht zresztą też powinna coś zjeść.
     – W tym się z tobą zgadzam – odparł Ronon.
     – Ale ja nie jestem głodna…
     – Nie masz wyjścia – zaśmiał się samiec. – Nie wiem tylko, czy znajdziemy jakieś łosie. Rzadko tu przychodzą.
     – Wyczułem je dziś, niedaleko starego zakola rzeki.
     – Dzięki, Marley. Teraz będę się musiała objadać. Niech wam będzie, zapolujemy na klę­pę. – Przywódczyni wstała, po czym wszyscy pobiegli szukać zdobyczy.
     Po kilku godzinach ofiara była już w połowie zjedzona. W pewnym momencie Ramira i rudy samiec niepostrzeżenie zniknęli w lesie. Po piętnastu minutach poszukiwań Ronon odnalazł uciekinierów.
     – Co wy tu robicie?
     – Wspominamy stare, dobre czasy. Chcesz się przyłączyć?
     – Nie, dzięki Marley. Kiedy wracacie?
     – Jeszcze chwila – szybko odrzekła wilczyca
     – Dobrze, tylko pośpieszcie się. Zaczekamy na was.
     Po odejściu przywódcy basior i wadera kontynuowali swoją tajemniczą rozmowę.
     Trzy dni później Ramira obudziła się dużo później, niż reszta stada. Słońce stało już w ze­nicie. Inne wilki leżały pod drzewami, rozpaczliwie szukając choć skrawka cienia. W doli­nie już od kilku dni panował ogromny upal.
     – Witajcie – powiedziała zaspana jeszcze wilczyca.
     – Cześć, śpiochu – zaśmiała się Nora, podchodząc do wadery i witając się z nią.
     – Jak się spało?
     – Dobrze. Dzięki za troskę Marley.
     – Wiesz co, mamy pewien pomysł, ale ty też musisz się zgodzić – zaczęła Taht.
     – Co tam ciekawego wymyśliliście? – odpowiedziała Ramira, kładąc się w cieniu pomię­dzy przywódcą a rudym basiorem.
     – Mój brat wymyślił... – kontynuowała czarna wilczyca – że, skoro jest tak gorąco, pój­dziemy nad rzekę.
     – No nie wiem… – zawahała się samica, ale gdy wyobraziła sobie, jak wchodzi do chłod­nej wody, natychmiast zmieniła zdanie. – Wiecie co, zgoda. Chodźmy!
     Po dotarciu na miejsce wilki od razu rzuciły się do rzeki. Tylko Ramira weszła powoli, rozkoszując się każdą spędzona w niej chwilą. W końcu jednak nawet woda się nagrzała. Wataha postanowiła zdrzemnąć się w pobliskim zagajniku, a na polowanie wykorzystać chłód nocy.
     Ronon nie mógł zasnąć. Aby zabić czas, pogrążył się w rozmyślaniach nad nurtującym go od rana tematem:
     ,,Z tą Ramirą dzieje się ostatnio coś dziwnego. Unika większego udziału w polowaniach, ale je jak szalona. Pewnie z tego powodu ostatnio przytyła. Jeszcze to ostatnie wybrzydza­nie… A tak właściwie, to gdzie ona jest?”
     Przywódca wstał i rozejrzał się wokoło. Nie było ani jej, ani Marleya. Wtedy przez jego głowę przemknęła pewna myśl. Długo nie dopuszczał jej do świadomości, ale po przeanali­zowaniu ostatnich wydarzeń pojął, że to mogła być prawda.
     – Nie! To nie mogło się stać! – wrzasnął, po czym błyskawicznie ruszył w kierunku jaski­ni.
     Wilk swoim krzykiem obudził resztę watahy. Taht natychmiast wstała i pobiegła za nim. Nie wiedziała, o co chodzi, ale wiedziała, że to musi być coś ważnego.
     Wadera dogoniła Ronona dopiero kilka metrów przed legowiskiem.
     – W takich chwilach żałuję, że cię trenowałam – wydusiła z siebie zdyszana przywódczy­ni.
     – Przestań żartować! To poważna sprawa.
     – Czekaj! Co ty chcesz zrobić? – Samica próbowała zatrzymać partnera idącego do jaski­ni.
     Basior, nie zwracając uwagi na jej słowa, wszedł do groty. Ujrzał tam to, czego najbar­dziej się obawiał.
     Przywódczyni od razu zrozumiała, co się dzieję. Podeszła do Ramiry, po czym krzyknęła na siwo-czarnego wilka i jego brata:
     – Wyjdźcie stąd! Teraz tylko waszych kłótni jej brakuje.
     – Jak mogliście to zrobić?! – rozpoczął Ronon po przejściu kilkudziesięciu metrów.
     – Przepraszam…
     – Co się stało, to się nie odstanie. Mimo wszystko czekam na wyjaśnienia.
     – Spodobała mi się tuż po akcji z kłusownikiem, jeszcze w rezerwacie. Na początku były to w miarę niewinne spotkania. Po kilku tygodniach jednak zakochaliśmy się w sobie na za­bój, nie potrafiliśmy bez siebie żyć. Spędzaliśmy ze sobą coraz więcej czasu. Układaliśmy zajęcia tak, aby zobaczyć się, choć przez chwilę. Dwa miesiące temu… jakoś tak wyszło…
     – Chcesz powiedzieć, że ciąża Ramiry była przypadkiem?! No proszę cię. Nie jesteśmy już dziećmi.
     – Nie planowaliśmy tego.
     – Ale złamaliście prawo!*
     – Myślałem, że zrozumiesz. To nie jest zwykłe zauroczenie. Ja naprawdę ją kocham, tak jak ty Taht.
     Ronon nie odpowiedział. Położył się kawałek dalej. Musiał wszystko przemyśleć i podjąć decyzję w sprawie szczeniąt jego brata.
     Po godzinie do samców dołączyli Kad i Nora. Marley okropnie się niecierpliwił. Cały czas chodził w kółko. W końcu nie wytrzymał i zaczął mówić do siebie, przerywając tym samym głuchą ciszę.
     – No ile to może trwać? Coś musiało pójść nie tak. Może powinienem tam pójść? Nie wytrzymam tu dłużej!
     – Marley. – Nora podeszła do niego i zaczęła go uspokajać. – Przestań panikować. Natura rządzi się własnymi prawami. Zresztą Taht wie, co robi. Lepiej połóż się i odpocznij.
     – Łatwo ci mówić, ale spróbuję.
     Wilk położył się, chociaż nadal strzygł nerwowo uszami. Ronon cały czas trzymał się z boku, pogrążony w rozmyślaniach.
     Kilka godzin później przyszła do nich Taht. Rudy basior natychmiast zerwał się na równe nogi i podbiegł do niej.
     – Chodźcie. Ktoś chce się z wami przywitać.
     Czwórka wilków poszła do jaskini. Ujrzeli w niej cztery szczeniaki ssące matkę. Marley od razu do nich podszedł.
     Po jakimś czasie w wejściu pojawił się Ronon. W oczach świeżo upieczonych rodziców pojawił się lęk. Bali się o swoje młode. Przywódca podszedł do maluchów, ale tylko je po­wąchał.
     – Nic im nie zrobię, nie bójcie się – powiedział, stając obok partnerki. – Nie potrafiłbym… Trafiły do mnie twoje słowa. – Tu wskazał wzrokiem brata. – Postawiłem się w twojej sytuacji, jak by to były moje szczeniaki. Nie zabronię wam miłości. Tak jak powie­działeś, ona nie wybiera. Mam tylko jeden warunek: taka sytuacja ma się nie powtórzyć!
     – Dziękuje – powiedział cicho Marely, po czym przytulił się do Ramiry.
     – Myśleliście już nad imionami? – zapytał Ronon, przyglądając się bratu i Ramirze.
     Rudy samiec leżał za wilczycą, z głowa oparta na jej boku. Przyglądał się młodym. Gdy padło pytanie, skierował wzrok na parę alfa.
     – W sumie… Jakoś nie było okazji… – Marley zmieszał się.
     Przywódca od razu pojął, że bali się jego reakcji. Basior bywał nieco wybuchowy. Dla ro­dziny i przyjaciół był miły i pomocny. Gdy jednak coś go zdenerwowało lub zaskoczyło, zdarzało się, że nie mógł opanować emocji. Po prostu miał taki charakter. Co prawda uspa­kajał się, ale dopiero po chwili. W tym przypadku mogłoby być już za późno.
     Ronon, ku uciesze młodych rodziców, od samego początku nie miał zamiaru skrzywdzić młodych.
     – To czas najwyższy. – Samiec w ten sposób chciał ich zapewnić, że nie ma zamiaru zmie­niać zdania w związku ze szczeniakami. – I lepiej się pospieszcie, bo gdy tylko zajdzie słoń­ce, ruszamy na polowanie. Ty, Taht, zostajesz! – Siwo-czarny wilk spojrzał na partnerkę po­kazując, że nie żartuje. – Nie chcę, żeby coś ci się stało.
     – Nie... Znowu? Przecież mogę wam pomóc oddzielić zdobycz . To nie jest aż tak niebezpiecz­ne. Marley powinien zostać.
     – Nie, Czui ma rację. Powinnaś odpoczywać. Pogadacie sobie z Ramirą, a my coś upolu­jemy.
     Po chwili ciszy odezwał się Kad:
     – Może zostawmy ich samych. Co wy na to?
     – Doby pomysł. Chodźcie. – Czarna wadera wstała i ruszyła na zewnątrz, a za nią trzy inne wilki.
     W grocie zostali tylko rodzice ze szczeniakami.
     – No to trzeba je jakoś nazwać. Mam pewien pomysł – zaproponowała wilczyca. – Uro­dziły nam się dwie córki i dwóch synów. Może oboje nazwiemy po jednym chłopcu i dziew­czynce. Co ty na to?
     – Jasne. Zacznijmy od tej łobuziary. – Wilk liznął rudą samiczkę. Szczenię bardzo go przypominało. Jedyną różnicą była jej biała końcówka ogona. – Jest najmniejsza, a mimo to przepycha się między braćmi, chcąc dostać do mleka. Od razu wiedziałem jak chciałbym ją nazwać – Misty.
     – Ja czułam to samo z nią. – Samica wskazała nosem białe młode. – Przypomina mi księ­życ, więc postanowiłam, że nazwę ją Moon. Kolej na ciebie. – Ramira położyła dziecko na przednich łapach i zaczęła się zastanawiać. – Jak mam cię nazwać mój malutki… Już wiem! Będziesz Roy. Mój mały brązowy Roy. A ty jak nazwiesz tego ostatniego?
     – Z wyglądu przypomina mi mojego dziadka. Jest prawie biały z siwo–czarnym grzbietem, więc nazwę go tak samo. Karo.


* U wilków prawo do rozmnażania się ma tylko para alfa.

_______________
,,Dodam dzisiaj, serio.'' Ta... Jasne. Właśnie widzę -.- W czwartek przeszukiwałam stronę Cleo (i pomyśleć że taka opcja jak wyróżnione wydarzenia może tyle zepsuć. Nie ważne, że nikt nie wie o czym ja piszę xD). Wczoraj cały dzień była u mnie koleżanka... Nasze teksty mogą powalić xD pojechała o 23, a ja byłam tak nakręcona, że poszłam spać dopiero o 1 xD Dlatego rozdział dopiero dzisiaj.
Aha. Gratuluję Cleo, że zgadła, co się dzieje z Ramirą i Marleyem :-D Na onecie zrobiłam nawet konkurs (po tym, co jest w tym rozdziale). Konkurs polegał na znalezieniu jak największej ilości przesłanek mówiących, że Ramira i Marley są razem i spodziewają się potomstwa. A takie ślady zostawiałam już od... XIV rozdziału? Chyba jakoś tak. Nagrodą tam była możliwość stworzenia własnego wilka, czyli wykreowanie szczeniaczka (1 miejsce to szczeniak pary alfa, 2 miejsce to szczeniak Ramiry, a 3 miejsce to wybór szczeniaka Taht spośród dwóch wymyślonych przeze mnie opisów - trzeba było wybrać, którego umieszczę w historii). Tutaj nic takiego nie robiłam, bo, po pierwsze nie miałby zbytnio kto wziąć udziału, a po drugie mam już wystarczająco dużo wilków xD U Ramiry stworzonym w ten sposób szczeniakiem jest Moon.

Dalej uchichana (jak to napisać?) po wczorajszym
Akti

2 komentarze:

  1. Domyślenie się nie było niczym trudnym, jakoś ostatnio trudno mnie zadziwić (choć Naff się udało, ale to inna bajka).
    Świetne te imiona dla maluchów :) A Ronon mimo zaskoczenia, zachował się dojrzale jako samiec alfa. Dobrze wie, czym jest miłość i rodzina, jego postawa bardzo mi się podoba :)

    Czekam na nn ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też miałam okres że wszystkiego się domyślałam (a Naff... Haha xD) Imiona... Dzięki ;) Chciałam właśnie pokazać że Ronon stanie na wysokości zadania alfy mimo emocji i zdenerwowania. Fajnie że to zauważyłaś ;)

      Usuń